No tak... Wygląda na to, że latem (kiedy czyha na mnie mnóstwo aktywności i możliwości) regularne blogowanie nie jest moją najmocniejszą stroną. Czy ktoś już opanował rozciąganie doby? :)) Ostatnio mało piszę, ale regularnie zaglądam na Wasze strony i niemal codziennie wpadam na pomysł "o! to byłoby fajne na bloga!" ;) Wakacyjna aura nie sprzyja siedzeniu przed komputerem, ale nie zniknę na stałe, nie ma mowy!
Gdzie jestem jak mnie nie ma? Przede wszystkim - pracuję w nowym miejscu. Właśnie mija pięć tygodni odkąd się tam zatrudniłam. Wiele kwestii już ogarnęłam, ale czeka na mnie jeszcze kilka nieodkrytych obszarów :) A po pracy ... spędzam czas na zewnątrz, bez komputera. Leniuchuję w ogrodzie, nadrabiam zaległości czytelnicze, odświeżam język niemiecki, widuję się ze znajomymi i oczywiście z narzeczonym, jeżdżę na wycieczki, grilluję, imprezuję na urodzinach / chrzcinach / weselach, ... :) Fajny czas. Kocham lato :))) Oprócz tego namiętnie poszerzam zakres ślubno-weselnych inspiracji (bo po prostu sprawia mi to przyjemność :)) i powoli planuję rajd po salonach z sukniami. Żeby nie było zbyt słodko, to myślę też o tym, że powinnam zasiąść do pisania pracy magisterskiej. Obrona już za trzy miesiące, a ja jestem w ... lesie :) i żeby mi się chciało tak jak mi się nie chce! Niestety z tego powodu moja blogowa aktywność podczas najbliższych kilkunastu tygodni będzie ograniczona...
Kolejna sprawa: zapuszczam grzywkę. Kilka lat temu nie chciałam słyszeć o jej obcięciu. Kiedy już obcięłam, to przez kolejnych kilka nie chciałam słyszeć o zapuszczaniu. Jak widać kobieta zmienną jest ;) Obecnie przeżywam trudny okres przejściowy związany z jej zapuszczaniem. Nie jest ani na tyle długa, żebym mogła założyć ją za ucho / wpiąć w koński ogon, ani na tyle krótka, żebym mogła nosić ją na czole i przy okazji zachować pełną widoczność. Kombinuję z piankami, lakierami, żelami, fluidami, opaskami, wsuwkami i innymi cudami. Nie ma lekko :] ale dam radę. A jeśli efekt mi się nie spodoba ... to zetnę ;)))
Zważając na fakt, że lato sprzyja zdrowemu odżywianiu wzięłam się za swoje menu. Mam do zrzucenia 3-4 kilogramy (a konkretniej: po kilka centymetrów w talii, brzuchu i udach), więc kiedy jak nie teraz? Warzywniaki pełne sezonowych smakołyków to jest to :) Bardzo pomocna okazuje się androidowa aplikacja na telefon "Licznik kalorii".
Wbrew nazwie nie chodzi tu tylko o kalorie :)) Aplikacja umożliwia prowadzenie dziennika żywności. Daje informacje o kaloryczności i wartości odżywczej wszystkich spożytych w ciągu dnia posiłków (z napojami włącznie) oraz przedstawia procent pokrycia dziennego zapotrzebowania na energię (obliczanego na podstawie wagi, wzrostu, wieku i trybu życia). W każdej chwili można poszerzyć bazę produktów zgodnie z informacjami z opakowania (dzisiaj wprowadzałam do niej kaszę gryczaną ;)). Oprócz tego polecam korzystanie z dziennika ćwiczeń - można wybrać konkretną aktywność (na przykład sen ;)), wprowadzić czas jej trwania i przeczytać, ile kalorii dzięki niej poszło w niepamięć :) Kalendarz diety pokazuje bilans. Oczywiście aplikacja jest obarczona pewnym marginesem błędu (bo np. pomidorówka gotowana na zasmażce będzie bardziej kaloryczna niż ta na samej wodzie, czego program nie uwzględnia), ale i tak ułatwia samokontrolę i panowanie nad kulinarnymi pokusami :)) Liczę na to, że żywieniowa dyscyplina (bez popadania w skrajności :)) w połączeniu z działaniami do których codziennie przymusza mnie ta pani ...
(foto: tumblr.com)
... przyniesie oczekiwane rezultaty :))
Przy okazji małe postowe love! Powyższe zdjęcie (to, na którym widzicie mój telefon ;)) edytowałam w rewelacyjnym internetowym programie PicMonkey (KLIK), o którym dowiedziałam się z TEGO posta Pauli. Dzięki! :)))
Kończę ten przydługi wywód. Pora przygotować prowiant do pracy. Jego częścią będzie to:
;)
Dawno się nie słyszałyśmy - dajcie znać co u Was! Jakieś zmiany w wyglądzie, nowe postanowienia, sukcesy? Nowe ulubione aplikacje? Pomysły na zdrowe i smaczne posiłki? Wakacyjne plany, wspomnienia? Dzielcie się wszystkim, co tylko przyjdzie Wam do głowy :))