Większość kosmetyków, jakie włączam do Projektu Denko (czyli do akcji zużywania zapasów), użytkuję do owego denka z przyjemnością. Jednak w każdym projekcie zdarza się wyjątek... Dzisiaj chcę napisać kilka słów o jednym z nich. Mowa będzie o cukrowym peelingu do ciała Hean - Slim no limit o zapachu limonki i żeń-szenia:
Najpierw zdanie producenta (KLIK):
"Peeling ujędrniający pod prysznic, zawierający mieszankę cukru i złuszczających drobinek. Zawiera:
mieszankę cukru i złuszczających drobinek - intensywnie usuwa martwe komórki naskórka i odblokowuje pory, masaż drobinkami doskonale pobudza ukrwienie i dotlenia skórę,
limonkę – odświeża i tonizuje skórę,
wyciąg z żeń-szenia – stymuluje odnowę naskórka, odżywia skórę i przeciwdziała jej starzeniu,
wyciąg z bluszczu – wspomaga modelowanie sylwetki oraz usuwanie toksyn ze skóry, działa przeciwobrzękowo,
d-panthenol – skutecznie nawilża, zapobiega podrażnieniom i nadaje skórze miękkość.
Peeling złuszcza zrogowaciałe warstwy naskórka, odświeża i wygładza skórę, poprawia jej jędrność i elastyczność. Stosowany dwa razy w tygodniu w widoczny sposób przywraca skórze naturalny blask i sprężystość".
A teraz moje trzy grosze.
Peeling jest w porządku. Zawiera spore drobinki, ładnie złuszcza martwy naskórek. Przy jego pomocy można wykonać pobudzający skórę masaż. Po jego użyciu skóra jest gładka i odprężona.
Ot, kosmetyk jakich wiele. Fajny, ale na tle konkurencji niczym się nie wyróżnia. Przynajmniej na plus, bo na minus owszem... Jego zapach jest dla mnie wprost nie do zniesienia! Bardzo chemiczny. Za każdym razem nasuwa mi skojarzenie z cytrynową kostką do WC... Zużywam go niemal na siłę. W opakowaniu zostało mi tyle, co na dwa użycia i nie mam pewności, czy jednak nie wyląduje to w koszu. Całe szczęście, że zapach nie utrzymuje się na skórze!
Dla zainteresowanych zamieszczam skład:
Za kit tego peelingu nie uznam. Spełnia swoją funkcję. Tuba 200 ml kosztuje kilkanaście złotych, czyli nie najgorzej. Jednak za sam zapach przyznaję mu czerwoną kartkę, tak bardzo jest on dokuczliwy. To naturalnie kwestia indywidualna, więc nie skreślajcie tego produktu, ale zalecam niuch przed podjęciem decyzji o zakupie ;) Ja już do niego nie wrócę i cieszę się, że przede mną zużywanie o wiele ładniej pachnącego peelingu borówkowego z Biedronki :))
Hej zostałaś oTAGowana zupełnie nowym TAGiem "10 Pytań kosmetycznych od Majorki".http://u-majorki.blogspot.com/2011/08/tag-10-pytan-kosmetycznych-od-majorki.html
OdpowiedzUsuńZachęcam do zrobienia odpowiedzi.Pozdrawiam xoxo
Jeszcze nie wąchałam ;)) Ale zrobię to przy najbliżej wizycie w Rossmannie, gdzie ostatio go widziałam.
OdpowiedzUsuńA u mnie rozdanie, gdzie można wygrać mydło z Lush'a ;)) Zapraszam!!
http://stardoll-styles-2010.blogspot.com/2011/08/rozdanie-lush-joanna-i-wiele-wiecej.html
Aj, te zapachy.. ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda że to tak śmierdzi :) Dzięki za ostrzeżenie ;-)
OdpowiedzUsuńMajorko, dziękuję :)
OdpowiedzUsuńMisza, ja swój też kupiłam w Rossmannie :)
Ewu, dokładnie, zapach potrafi zepsuć nawet najlepszy kosmetyk...
Cat Girl, służę pomocą :)
Też mam ten peeling i zgadzam się z Tobą w 100% :)
OdpowiedzUsuńNie cierpię takich śmierdziuchów :/
OdpowiedzUsuńMnie również odrazu odrzuca, jak coś pachnie nieprzyjemnie :) Dlatego staram się wąchać przed zakupem :D:D
OdpowiedzUsuńNo popatrz, ja też ostatnio z tego samego powodu nie mogę zmęczyć peelingu z The Secret Soap Store. Parę dni temu wrzuciłam o nim notkę. :)
OdpowiedzUsuńCoś na ten temat wiem - bo i ja jestem wrażliwa na zapachy. U mnie wylądowałby w koszu.
OdpowiedzUsuńRebellious, mój już leży w koszu, nie wytrzymam dłużej tego WC-horroru ;)
OdpowiedzUsuńCammie, ja również :/
Splątane słuchawki, mam nauczkę, od dzisiaj też wącham wszystko, co nie jest szczelnie zapieczętowane :P
Lusterko-em, dobrze wiedzieć, zaraz poczytam :)
Lemi, no mój właśnie wylądował :P
Ehh jeszcze chyba sie nie spotkałam z ładnie pachnącym cytrynowym kosmetykiem:/
OdpowiedzUsuńJa zawsze,gdy widzę gdzieś kosmetyk o zapachu limonki/cytryny itd. to muszę powąchać - inaczej nie kupię,bo właśnie boję się zapachu kostki do WC,albo czegoś podobnego - a,fe!
OdpowiedzUsuńwyobraziłam sobie ten zapach kostki do wc :P nie cierpię tego...
OdpowiedzUsuńjedynie co pięknie pachniało cytryną to był żel pod prysznic z sephory.
ah..sama wiem jak zapach może zrazić do używania jakiegoś kosmetyku..
OdpowiedzUsuńSzkoda że śmierdzi bo miałam go sobie kupić w przyszłości, ale czytałam u dziewczyn na blogach że jest też 2 wersja (niebieska bodajże) która pachnie całkiem przyjemnie więc może się skuszę. Pozdrawiam i zapraszam do mnie
OdpowiedzUsuńJa mam z tej serii peeling solankowy, bardzo go lubię :))
OdpowiedzUsuńDla mnie podobnie pachniał peeling do stóp z biedronki. :)
OdpowiedzUsuńjesli pachnie jak odświeżacz do toalet to ja też bym odpadła w połowie ;) nie kupię.
OdpowiedzUsuńnienawidzę śmeirdzących kosmetyków :3
OdpowiedzUsuńPodobno im gorszy zapach, tym lepszy kosmetyk- przynajmniej o szamponach to slyszalam :) kto wie, jak z innymi :) ale byc moze.
OdpowiedzUsuńoj, to szkoda, dla mne zapach jest niestety wazny ;/
OdpowiedzUsuńŻeń-szeń i mnie odpada :) nie znoszę zapachu!
OdpowiedzUsuńa mnie się zapach borówki nie podoba ;P
OdpowiedzUsuńKleopatre, ja chyba też nie...
OdpowiedzUsuń_Alessandro, więc powinnam się od Ciebie uczyć ;)
Kathrin Jot, dla dla bezpieczeństwa rezygnuję z wszelkich cytrynowych kosmetyków ;)
Youcouldbehappy, czyli masz podobne doświadczenia...
MattersAtAll, w niebieską być może warto zainwestować, bo ogólnie ten peeling jest ok - dyskwalifikuje go wyłącznie chemiczny zapach. Powącham niebieską wersję :)
FasOla, więc tym bardziej muszę go obczaić ;)
Forever-Young, dobrze wiedzieć!
Elżbieto, czyli byłam dzielna? ;))
Natalio, jak wszyscy :)
Katsuumi, czy ja wiem? :/ Znam tę zasadę, ale w odniesieniu do smaku lekarstw :)
Kosmetasia, dla mnie również.
Sylvia, czyli to wina żeń-szenia?
Princetonxgirl, e tam, ja lubię :D
Jestem chyba jedyna, której zapach nie odstraszył ;) Ba! Łatwiej mi z nim wytrzymać niż z biedronkowym mango, które dla mnie zdecydowanie za mocno pachnie, jeśli peelinguje się nim całe ciało za jednym zamachem. Nie zaprzeczam, że zapach heana jest sztuczny (mnie się z Ludwikiem do naczyń kojarzył akurat), ale rzeczywiście spełniał swoje zadanie i ujędrniał... a że u mnie węch to chyba najmniej rozwinięty zmysł, to pewnie kupię znowu :)
OdpowiedzUsuńPoczątkowo jego zapach mi się nawet podobał,jednak przy kilkunastym użyciu pojawiły się ponowne skojarzenia.
OdpowiedzUsuń