Co prawda wspomniałam Wam o tych produktach przy okazji opisywania moich pielęgnacyjnych hitów, ale było to na tyle dawno, a same kosmetyki są na tyle fajne, że postanowiłam zrobić to ponownie ;) tym razem w samodzielnym poście.
Co by nie być zbyt enigmatyczną, spieszę wyjaśnić. Mam na myśli naturalne glinki :)
Kupuję je w krakowskiej Galerii Mydeł i Soli. Sklep prowadzi również sprzedaż internetową: KLIK :)
Glinka zielona przeznaczona jest do cery tłustej, wrażliwej, z trądzikiem. Czerwona z kolei dobrze posłuży cerom dotkniętym trądzikiem różowatym i problemem rozszerzonych naczynek. Od razu nadmienię, że jestem posiadaczką cery mieszanej, w miarę bezproblemowej, a obie te glinki bardzo dobrze mi służą.
Wyżej przedstawione glinki zawierają niezbędne do prawidłowego funkcjonowania organizmu mikroelementy i sole mineralne. Absorbują zanieczyszczenia zalegające w tkankach, krwi i limfie, neutralizują je i wydalają. Działają jak naturalny antybiotyk, są antyseptyczne i antybakteryjne. Aktywizują procesy odbudowy komórek. Więcej o ich dobroczynnym działaniu przeczytacie pod następującymi linkami: glinka zielona KLIK oraz glinka czerwona KLIK. Znajdziecie tam również informacje na temat zastosowania obu glinek, przy czym zastosowanie zielonej jest nieco szersze. Ja wspomnę tylko, że najpopularniejszym - i jedynym zastosowaniem uskutecznianym przeze mnie - jest używanie glinki w formie maseczki.
Nie wiem na czym polega fenomen glinki, ale jednego jestem pewna - ma cudowny wpływ na stan mojej cery. Maseczki składające się z porcji glinki i porcji wody, stosowane dwa razy w tygodniu, pomogły mi szybko wyleczyć cerę z uczulenia i podskórnych zmian, których nabawiłam się eksperymentując z tzw. naturalną pielęgnacją (największą krzywdę zafundowałam sobie stosując olejki myjące z Biochemii Urody... nigdy więcej... ale o tym będzie w innym poście). Maski glinkowe (wyłącznie te własnej roboty, nie te gotowe, sprzedawane w saszetkach) stosuję do dzisiaj, pomimo względnego braku problemów ze skórą. W widoczny sposób oczyszczają, odświeżają i wygładzają cerę :) a ja kocham to uczucie. Drogeryjne maseczki często są fajne (kilka posiadam i dość często stosuję), ale w stosunku do czystej glinki mogą się schować ;))
Trzeba pamiętać, że naturalna glinka nie może mieć styczności z przedmiotami metalowymi, gdyż traci wówczas swoje właściwości. Nakładamy ją wyłącznie przy pomocy plastikowych, szklanych bądź drewnianych narzędzi. Ja używam takiej łyżeczki:
Wsypuję porcję glinki (kopiatą miarkę) do plastikowej miseczki, zalewam niewielką ilością wody (odpowiadającą pojemności stołowej łyżki, czasem dolewam jeszcze kilka kropli), mieszam palcami i uzyskaną papkę nakładam na oczyszczoną, wypeelingowaną cerę na 15-20 minut. Mankamentem tego zabiegu jest niekomfortowe, spinające twarz zasychanie glinki. Radzę sobie z tym co kilka minut spryskując twarz wodą termalną / źródlaną :)
Galeria Mydeł i Soli posiada w swojej ofercie również glinkę białą i ghassoul, których jednak (jeszcze) nie próbowałam. Odnośnie kosztów: za stugramowe opakowanie czerwonej glinki zapłaciłam 15 złotych, natomiast takie samo pudełko glinki zielonej kosztowało 10 zł. Nie pytajcie skąd ta różnica - nie wiem ;) Jak dla mnie, obie te glinki działają tak samo. A może inaczej, ale ja ze względu na naprzemienne stosowanie tego nie zauważam ;)
Jak więc widzicie, przepis na ładną, gruntownie oczyszczoną cerę z domkniętymi porami jest bajecznie prosty. Niedroga, wydajna, w pełni naturalna glinka, trochę wody, trochę cierpliwości i... voila! Jeszcze dziś nie omieszkam się zamaskować - naturalnie ;))
No ciekawe ;)
OdpowiedzUsuńzachęciłaś mnie, myślę nad zakupem obu glinek :) właśnie czegoś takiego trzeba mojej cerze.
OdpowiedzUsuńHm pomyślę nad zieloną. Ile płaci się za przesyłkę (na stronie nie ma żadnej informacji)?
OdpowiedzUsuńlubie takie produkty.... i tak sie nimi zamaskowac ;)
OdpowiedzUsuńA ja przeciwnie przecież mam ghasoul i białą :) Musze wypróbować te co pokazujesz, kocham glinki a to ściąganie twarzy da się jakoś przeżyć :)
OdpowiedzUsuńChanel, :)
OdpowiedzUsuńA., nie będziesz zawiedziona :)
Luna, niestety nie mam pojęcia, zawsze kupuję stacjonarnie...
Swirrrusko, samo dobro :))
Dezemko, ciekawe czy zauważysz jakąkolwiek różnicę w ich działaniu :)
kolejna osoba kusi naturalnymi glinkami :)
OdpowiedzUsuńA ja właśnie czekam na olejki myjące z Biochemii Urody... Nie strasz... A czerwoną glinkę na naczynka chętnie :D. W maju kupię na pewno :).
OdpowiedzUsuńSimply, większość musi mieć rację :P
OdpowiedzUsuńLilla My, nie ma reguły, Tobie nie muszą szkodzić... ale mnie zrobiły duże kuku :( a szkoda, bo cudnie pachną. Uważnie obserwuj cerę podczas ich stosowania.
Viollet, ja również jestem fanką glinek, obecnie ciapkam się multani mitti, o której ostatnio pisałam, dziś np. myłam nią włosy. Efekty cudowne i zauważalne praktycznie od razu :-)
OdpowiedzUsuńIdalio, czytałam :))) i tym swoim postem przypomniałaś mi, że chciałam u siebie opisać swoje glinki :P
OdpowiedzUsuńDo tej pory używałam tylko drogeryjnych, bardzo fajne saszetki z glinką ma Bielenda, po przeczytaniu posta poważnie zastanawiam się nad takim naturalnym kosmetykiem.
OdpowiedzUsuńuwielbiam glinki :D ja dodaję do mieszanki parę kropli oleju :) ostatnio z lenistwa kupuję gotowe pasty glinkowe na Biolanderze :)
OdpowiedzUsuńciekawa jestem notki o olejkach, mam swój od miesiąca i po pierwszym zachwycie przyszło przyzwyczajenie, ale szkodzić nie szkodzi :)
OdpowiedzUsuńja miałam glinke czerwoną, zieloną i białą, ale zielona i czerwona mnie podrazniały (mam cere naczynkowaą, wrażliwą) więc sie ich pozbyłam, ale białą kochm:love: świetnie działa na skórę, nie podraznia, skóa jest taka promienna, no cud miód i orzeszki:D tylko jej aplikacja jest bardzo kłopotliwa, bo jak gdzieś, siedzę, idę z maseczką na twarzy to wszędzie biało, tak sie cholera sypie, dlatego nie uzywam jej tak często...
OdpowiedzUsuńnigdy nie stosowałam takiej glinki solo. zawsze tylko i wyłącznie te drogeryjne maseczki z glinką. namówiłaś mnie lecę poszukać u siebie takich glinek :)
OdpowiedzUsuńNurko, te drogeryjne maseczki z glinką nie są złe, ale jednak widzę różnicę... :)
OdpowiedzUsuńRenia, niezły pomysł z tym olejem! Może wtedy maseczka nie będzie tak zasychać?
Anu, szczęściaro :)
Na Krawędzi, serio podrażniły Cię? a niby są przeznaczone dla cer wrażliwych i problemowych... Muszę spróbować białej :) A co do sypania - przynajmniej masz pretekst by z nią poleżeć :P
Aberracjo, powodzenia! :)
ładnie tu u Ciebie po zmianie :)
OdpowiedzUsuńGliki zyskują sławę :)
OdpowiedzUsuńcała czerwona po nich byłam:o zabieram białą pod prysznic, kiedy dłużej mi schodzi, bo robię np peeling i zmywam po 15 minutach jak wychodzę, więc mi się po domu nie sypie:D wymysliłam to wczoraj i dzis zastosowałam:D ale mimo wszytsko wkurzające to jest
OdpowiedzUsuńbrrrr zasychająca glinka napawa mnie ... niechęcią delikatnie mówiąc. Problem w tym, że mamy różne cery, więc niektórych rzeczy, o których mówisz niestety nie mogę przetestować na sobie :(
OdpowiedzUsuńWNZ, dziękuję! :)
OdpowiedzUsuńAktualnaa, to dobrze :))
Na Krawędzi, omg, pierwszy raz słyszę żeby glinki kogoś podrażniły... współczuję. A sposób na białą masz genialny, że też sama na to nie wpadłam :))
Apka, ale glinki są właśnie bardziej do takich cer jak Twoja, niż takich jak moja. Spróbuj. Zasychanie przeżyjesz często się spryskując :P
Kiedys glinke stosowalam bardzo czesto, nawet na cale cialo :)
OdpowiedzUsuńBardzod obrze wspominam jej dzialanie.
Z całego serca polecam Ci glinki ze sklepu naturalne piękno, są w lepszej cenie, a działają tak samo. :)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem Twoich wrażeń na temat tego olejku myjącego... chciałam go kupić po babydreamie, ale teraz boję się zapchania. :( Czy miałaś może wersję zapachową? A może znasz jakiś inny delikatny żel do mycia twarzy?
P.S. Właśnie zorientowałam się, że nie śledziłam Twojej nowej nazwy bloga i dlatego nie widziałam, że masz nowe posty, na szczęście to już nadrobiłam. To zabrzmi wazelinarsko, ale muszę. :P - z Twojego bloga bije taka serdeczność i wielkie ciepło. :)))
Agata Ma Nosa, na całe ciało nie próbowałam, ale to musi być niegłupie, tak się w całości oczyścić :)) wypróbuję pod prysznicem.
OdpowiedzUsuńCzarodzielnico, ale zamawiając na NP musiałabym opłacić przesyłkę, a tu kupuję stacjonarnie, więc wyjdzie na jedno :) Olejki z BU miałam zapachowe, ale myślę, że jego wadą jest baza - olej słonecznikowy... Twarz myję mydłami oraz micelami, ale słyszałam, że żel micelarny BeBeauty z Biedronki jest super :)
PS. Dziękuję! :)))))
Witam serdecznie. Przypadkowo weszłam na bloga i szok :) , nasze glinki.:). Jestem żoną właściciela sklepu w którym Violett kupuje glinki. Zauważyłam kilka uwag i spieszę wyjaśnić kilka poruszonych spraw. Fakt nasze glinki są droższe niż oferuje naturalne piękno ale: wszystkie nasze glinki mają czystość farmaceutyczną i ich jakość jest najwyższa z możliwych co powoduje ,że nie ma mowy o podrażnieniach skóry. Zielona glinka jest tańsza bo wypracowaliśmy dużym obrotem maksymalny rabat u producenta a to przełożyło się na cenę dla klienta. I jeszcze bardzo ważna rzecz. Nasza czerwona glinka nie "farbuje" skóry a to jest dowód najwyższej jakości glinki. Jest ona oczyszczona z barwników naturalnych z zachowaniem jej właściwości. Spotkałam się już z jakimś rdzawym popiołem sprzedawanym jako glinka czerwona. Koszmar. Na koniec mała rada. Do glinki można dodawać olej (oliwę) ale zawsze po wcześniejszym rozmieszaniu z wodą. Inaczej zrobią się tłuste kluchy. Na koniec: droga Viollet czeka coś na Ciebie w naszym sklepie. Mam nadzieję ,że będziesz zadowolona :)) Pozdrawiam wszystkie miłe Panie i zapraszam do naszego sklepu www.galeriamydelisoli.pl
OdpowiedzUsuńŚciskam mocno Beata
Beato, witaj :) a to niespodzianka. Jak to mówią - góra z górą się nie zejdzie... ;) Dzięki za wyjaśnienie wątpliwości!
OdpowiedzUsuń