Kochani,
przez kilka dni na blogu nie pojawi się żadna nowa notka - wyjeżdżam w góry, wracam po Nowym Roku. Z tego względu już dzisiaj składam Wam serdeczne życzenia, żebyście spędzili Sylwestra tak, jak sobie tego życzycie oraz aby Nowy 2011 Rok przyniósł Wam uśmiech, pomyślność i spełnienie marzeń. Do siego roku!
PS. Tam gdzie jadę oczywiście jest Internet, a ja zabieram laptopa, więc sobie nie myślcie, że zniknę na amen! ;) Nie ma lekko ;))
środa, 29 grudnia 2010
poniedziałek, 27 grudnia 2010
Kolorowy zawrót głowy
Na swoim blogu zamieściłam już niemal 30 postów, a wśród nich ani jednego na temat kolorowych lakierów do paznokci... Jeszcze trochę i gotowe będziecie pomyśleć, że ich nie używam. A to byłby błąd! ;) Zajrzyjcie do mojego pudełka :)
Lakiery, lakiery, duuuużo lakierów :)) Zamierzam sukcesywnie prezentować Wam poszczególne egzemplarze. To co widzicie, to efekt kilkuletniej manii ;) która rok-dwa temu ucichła, ponieważ posypały mi się paznokcie... Ale jak już wiecie, dzięki Nail Tekowi II odzyskały dawną świetność ;)
W tym zbiorze królują bardzo przeze mnie cenione lakiery Inglota. Łatwo to zauważyć :)
Ale mam i lubię także lakiery innych firm:
W moim manicurowym pudełku nie brakuje też odżywek i innych specyfików utwardzających / wysuszających / pielęgnujących paznokcie:
Myślę, że dziewczyny z Klubu Lakierowego (KLIK) mogłyby być ze mnie dumne ;)
Po spojrzeniu na zdjęcia od razu widać, jakie kolory najbardziej mnie kręcą ;) nasyconego różu i wszelakiego fioletu na paznokciach nigdy dość! Choć oczywiście głęboka czerwień też bardzo się liczy :) a i beżami, brązami, granatami czy zieleniami nie gardzę. Za żółcie, pomarańcze, błękity i czernie dziękuję. Pozostałe jestem skłonna ewentualnie rozważyć ;)
Jestem ciekawa, czy Wasz gust jest zbieżny z moim? A może preferujecie zupełnie inne firmy lakierowe i kolory? :) Wasza ulubiona marka, kolor, wysuszacz, odżywka? Chętnie posłucham!
Lakiery, lakiery, duuuużo lakierów :)) Zamierzam sukcesywnie prezentować Wam poszczególne egzemplarze. To co widzicie, to efekt kilkuletniej manii ;) która rok-dwa temu ucichła, ponieważ posypały mi się paznokcie... Ale jak już wiecie, dzięki Nail Tekowi II odzyskały dawną świetność ;)
W tym zbiorze królują bardzo przeze mnie cenione lakiery Inglota. Łatwo to zauważyć :)
Ale mam i lubię także lakiery innych firm:
W moim manicurowym pudełku nie brakuje też odżywek i innych specyfików utwardzających / wysuszających / pielęgnujących paznokcie:
Myślę, że dziewczyny z Klubu Lakierowego (KLIK) mogłyby być ze mnie dumne ;)
Po spojrzeniu na zdjęcia od razu widać, jakie kolory najbardziej mnie kręcą ;) nasyconego różu i wszelakiego fioletu na paznokciach nigdy dość! Choć oczywiście głęboka czerwień też bardzo się liczy :) a i beżami, brązami, granatami czy zieleniami nie gardzę. Za żółcie, pomarańcze, błękity i czernie dziękuję. Pozostałe jestem skłonna ewentualnie rozważyć ;)
Jestem ciekawa, czy Wasz gust jest zbieżny z moim? A może preferujecie zupełnie inne firmy lakierowe i kolory? :) Wasza ulubiona marka, kolor, wysuszacz, odżywka? Chętnie posłucham!
niedziela, 26 grudnia 2010
Zimowe smaki :))
Święta, święta i po świętach... Przynajmniej jak dla mnie ;) Wróciłam od rodziny, wskoczyłam w dres, odpoczywam i rozmyślam. Co po tych świętach zostało? Pozytywne wrażenia, prezenty, pełny brzuch i... jeszcze trochę łakoci ;) W tym roku w moim rodzinnym domu to ja zajmowałam się "słodką" stroną obchodów Bożego Narodzenia. Pośród pieczonych przeze mnie rarytasów nie mogło zabraknąć muffinów :)) Tym razem postawiłam na typowo zimowe smaki. Zapraszam na babeczki jabłkowo-cynamonowe!
Składniki na 12 muffinów:
2 jabłka średniej wielkości
1 szklankę mąki
6 łyżek cukru
3 łyżeczki cynamonu
1 jajko
1/4 kostki masła
1/3 szklanki mleka
pół łyżeczki proszku do pieczenia
50 g płatków migdałów
Przygotowanie:
Wszystkie suche składniki wsypujemy do miski, mieszamy. W drugim naczyniu łączymy ze sobą rozpuszczone masło, roztrzepane jajko i mleko. Kolejny krok: połączenie zawartości obu naczyń w jednym z nich. Mieszamy łyżką, nie miksujemy! Uzyskana masa nie może być zbyt gładka, bo muffiny wyjdą za twarde. Następnie dorzucamy obrane, pokrojone w drobną kostkę jabłka oraz część płatków migdałów. Znowu mieszamy.
A teraz najprzyjemniejsza część: nakładamy do foremek, wierzch posypujemy pozostałymi płatkami migdałów, pieczemy...
... i jemy! Najlepiej smakują na ciepło (jak niemal wszystkie ;)), w towarzystwie owocowej herbaty. W moim domu znikają ze stołu z prędkością światła :))
(foto: justbynature.com)
2 jabłka średniej wielkości
1 szklankę mąki
6 łyżek cukru
3 łyżeczki cynamonu
1 jajko
1/4 kostki masła
1/3 szklanki mleka
pół łyżeczki proszku do pieczenia
50 g płatków migdałów
Przygotowanie:
Wszystkie suche składniki wsypujemy do miski, mieszamy. W drugim naczyniu łączymy ze sobą rozpuszczone masło, roztrzepane jajko i mleko. Kolejny krok: połączenie zawartości obu naczyń w jednym z nich. Mieszamy łyżką, nie miksujemy! Uzyskana masa nie może być zbyt gładka, bo muffiny wyjdą za twarde. Następnie dorzucamy obrane, pokrojone w drobną kostkę jabłka oraz część płatków migdałów. Znowu mieszamy.
A teraz najprzyjemniejsza część: nakładamy do foremek, wierzch posypujemy pozostałymi płatkami migdałów, pieczemy...
... i jemy! Najlepiej smakują na ciepło (jak niemal wszystkie ;)), w towarzystwie owocowej herbaty. W moim domu znikają ze stołu z prędkością światła :))
piątek, 24 grudnia 2010
Pudło! Czyli kocie rozrywki :))
Kociary, mam dla Was propozycję :) i jestem pewna, że Wasze futra będą nią zachwycone. Zainspirowana jednym z blogów postanowiłam zrobić dla mojej Figi gwiazdkowy prezent i skonstruowałam jej fajną zabawkę. Materiałów potrzeba niewiele, czasu również, a zdolności prawie wcale ;)
Do wykonania zabawki potrzebujemy:
- dość twardego, najlepiej dużego i niezbyt wysokiego kartonu po butach (np. po kozakach)
- arkusza bristolu
- nożyka (ja miałam do dyspozycji tylko kuchenny... ;))
- ołówka
- cyrkla (niekoniecznie, wystarczy np. szklanka do odrysowania kółek)
- taśmy klejącej / kleju
- linijki
- nitki / sznurka
- kilku drobnych zabawek dla kota (to może być cokolwiek, co się turla / szeleści / dzwoni ;))
Wykonanie:
- w pokrywie pudełka wycinamy dziury o średnicy około 5 cm + jedną większą na "komin" z bristolu (u mnie ok. 10 cm)
- w bristolu (na środku szerokości, nieco ponad połową wysokości) wycinamy otwór, a następnie sklejamy "komin" na wymiar do wyciętego wcześniej w pokrywie pudła dużego koła
- mocujemy komin w pokrywie
- z kawałka bristolu robimy "daszek" dla komina, a na nim wiążemy sznurek z zawieszoną na końcu zabawką (ja użyłam pudełka po zabawce z Kinder Niespodzianki - wcześniej wrzuciłam do środka duży koralik)
- mocujemy pokrywę do pudła, tak by nie spadała podczas kocich szaleństw (można to zrobić przed zamocowaniem "komina") - ja skleiłam te dwa elementy szeroką taśmą
- do środka wrzucamy pluszowe myszki, piłki, koraliki, chusteczki (byle nie papierowe, bo kto potem posprząta? ;)) i inne interesujące kota gadżety.
Gotowe!
Proste, szybkie i niesamowicie intrygujące dla futra :)
Przepraszam Was za jakość tej mojej zabawki (pudło z naklejką ze sklepu, nierówne kółka wycinane tępym nożem ;) itp...). W każdym razie grunt, że kotu te mankamenty nie przeszkadzają ;))
Moja rada - uważajcie, żeby otwory w pokrywie nie były rozmieszczone zbyt gęsto / zbyt rzadko. Wtedy to żadna zabawa ;) Uważam, że sama mogłam wyciąć ich trochę mniej.
Zabawkę można dowolnie tuningować - wszystko zależy od Waszej kreatywności :) Chętnie podpatrzę modyfikacje - mam w zanadrzu jeszcze jeden taki karton i coraz bardziej znudzonego nową atrakcją futrzaka ;))
Do wykonania zabawki potrzebujemy:
- dość twardego, najlepiej dużego i niezbyt wysokiego kartonu po butach (np. po kozakach)
- arkusza bristolu
- nożyka (ja miałam do dyspozycji tylko kuchenny... ;))
- ołówka
- cyrkla (niekoniecznie, wystarczy np. szklanka do odrysowania kółek)
- taśmy klejącej / kleju
- linijki
- nitki / sznurka
- kilku drobnych zabawek dla kota (to może być cokolwiek, co się turla / szeleści / dzwoni ;))
Wykonanie:
- w pokrywie pudełka wycinamy dziury o średnicy około 5 cm + jedną większą na "komin" z bristolu (u mnie ok. 10 cm)
- w bristolu (na środku szerokości, nieco ponad połową wysokości) wycinamy otwór, a następnie sklejamy "komin" na wymiar do wyciętego wcześniej w pokrywie pudła dużego koła
- mocujemy komin w pokrywie
- z kawałka bristolu robimy "daszek" dla komina, a na nim wiążemy sznurek z zawieszoną na końcu zabawką (ja użyłam pudełka po zabawce z Kinder Niespodzianki - wcześniej wrzuciłam do środka duży koralik)
- mocujemy pokrywę do pudła, tak by nie spadała podczas kocich szaleństw (można to zrobić przed zamocowaniem "komina") - ja skleiłam te dwa elementy szeroką taśmą
- do środka wrzucamy pluszowe myszki, piłki, koraliki, chusteczki (byle nie papierowe, bo kto potem posprząta? ;)) i inne interesujące kota gadżety.
Gotowe!
Proste, szybkie i niesamowicie intrygujące dla futra :)
Przepraszam Was za jakość tej mojej zabawki (pudło z naklejką ze sklepu, nierówne kółka wycinane tępym nożem ;) itp...). W każdym razie grunt, że kotu te mankamenty nie przeszkadzają ;))
Moja rada - uważajcie, żeby otwory w pokrywie nie były rozmieszczone zbyt gęsto / zbyt rzadko. Wtedy to żadna zabawa ;) Uważam, że sama mogłam wyciąć ich trochę mniej.
Zabawkę można dowolnie tuningować - wszystko zależy od Waszej kreatywności :) Chętnie podpatrzę modyfikacje - mam w zanadrzu jeszcze jeden taki karton i coraz bardziej znudzonego nową atrakcją futrzaka ;))
Wesołych Świąt!
Moi Drodzy :)
z okazji tegorocznych świąt Bożego Narodzenia życzę Wam przede wszystkim zdrowia, spokoju, miłości pod każdą postacią oraz wielu powodów do zadowolenia. Życzę, byście w ferworze obowiązków znaleźli czas na marzenia, plany. Byście odnaleźli siebie jeszcze pełniej, niż dotychczas. I żeby tak już zostało :)
Jedzcie dużo ;), śmiejcie się jeszcze więcej, odpoczywajcie, a po świętach wracajcie bezpiecznie, żeby... odpocząć po świętach ;))
Ja na sto procent będę tu zaglądać pomiędzy spotkaniami rodzinnymi a kolejnymi kawałkami ciasta ;) a tymczasem zaczynam odliczać czas do pierwszej gwiazdki, do wieczerzy Wigilijnej spędzonej w gronie najbliższych oraz do... rozpakowywania prezentów ;))
Wesołych Świąt!
z okazji tegorocznych świąt Bożego Narodzenia życzę Wam przede wszystkim zdrowia, spokoju, miłości pod każdą postacią oraz wielu powodów do zadowolenia. Życzę, byście w ferworze obowiązków znaleźli czas na marzenia, plany. Byście odnaleźli siebie jeszcze pełniej, niż dotychczas. I żeby tak już zostało :)
Jedzcie dużo ;), śmiejcie się jeszcze więcej, odpoczywajcie, a po świętach wracajcie bezpiecznie, żeby... odpocząć po świętach ;))
Ja na sto procent będę tu zaglądać pomiędzy spotkaniami rodzinnymi a kolejnymi kawałkami ciasta ;) a tymczasem zaczynam odliczać czas do pierwszej gwiazdki, do wieczerzy Wigilijnej spędzonej w gronie najbliższych oraz do... rozpakowywania prezentów ;))
Wesołych Świąt!
czwartek, 23 grudnia 2010
Delia - PRZED i PO
Wychodząc naprzeciw prośbom Goldiki i Pilar zamieszczam uzupełnienie do mojego posta dotyczącego korektora do brwi Delia Glamour Fashion (link do notki: KLIK). Zdjęcia "przed" i "po" udało mi się zrobić wcześniej, niż myślałam :)
Czy ja już Wam mówiłam, jak bardzo uwielbiam ten produkt? ;) Genialne rozwiązanie, myk myk i po sprawie. A zresztą, same zobaczcie i oceńcie efekt:
PRZED:
PO:
Wystarczy dosłownie 10 sekund i kilka ruchów szczoteczką by uzyskać ujarzmione, podkreślone, przyciemnione, porządnie utrwalone brwi :)
Dla ułatwienia zamieszczam małe zestawienie ;)
I jak, skuszone? ;))
środa, 22 grudnia 2010
A to piernik!
Przedświąteczne szaleństwo wypiekania i ozdabiania trwa. Na blogach zaroiło się od przepisów na pyszne pierniczki. No przecież nie będę gorsza ;)
Oto mój przepis na szybki i zawsze udany świąteczny piernik:
- wyjąć z szuflady
- zdjąć korek
- psiknąć
- powąchać.
I już! Piernik jak malowany :))
Oto mój przepis na szybki i zawsze udany świąteczny piernik:
- wyjąć z szuflady
- zdjąć korek
- psiknąć
- powąchać.
I już! Piernik jak malowany :))
(foto: urzadzamy.pl)
Mówię rzecz jasna o perfumach ;) Poznajcie: Nina Ricci - Belle de Minuit:
Link do opisu i opinii na wizażowym KWC: KLIK.
Nuty głowy: bergamotka, grejpfrut, gorzka pomarańcza, czarna porzeczka.
Nuty serca: kwiat pomarańczy, konwalia, heliotrop, jaśmin.
Nuty bazy: mokka, drzewo sandałowe, mirta, bób tonka.
Nuty serca: kwiat pomarańczy, konwalia, heliotrop, jaśmin.
Nuty bazy: mokka, drzewo sandałowe, mirta, bób tonka.
Zawsze kiedy opisuję perfumy żałuję, że przez słowo pisane nie da się przekazać zapachu... Ale zrobię, co w mojej mocy ;)
BdM to zapach korzenno - miodowy z cytrusowym akcentem. Taki słodki piernik z miodową glazurą popijany małym łykiem herbaty z cytryną :) Może nie idealny, nie w stu procentach "jadalny", ale blisko, bardzo blisko! Jest to aromat ciepły, otulający i bardzo trwały. Przywodzi na myśl skojarzenie z Bożym Narodzeniem, okołowigilijną krzątaniną w kuchni, pieczeniem ciast na tę okazję, dlatego używam go tylko w okresie grudniowych świąt.
Jedyne co mnie w Belle de Minuit nie zachwyca, to flakon - klasyczna "kupa w koronie" ;)
Niestety tym razem nie będę Was zachęcać do zakupu, ponieważ... zapach został wycofany. BdM to limitowanka od Niny Ricci sprzed kilku lat. Obecnie dostępna w Internecie (eBay, perfumerie www, odlewki / próbki na Allegro) w niewielkich ilościach i po zbójeckich cenach... Ale przyznaję - rok temu dałam się oskubać ;) Uwielbiam nosić "kuchenne" zapachy (te deserowe! nie chcę pachnieć np. surowym mięsem ;)). Teraz cieszę się własnym 50-ml flakonem i szanuję każdą kropelkę. Musi wystarczyć na wiele świąt ;))
wtorek, 21 grudnia 2010
Doskonałość roku!
Oj, długo trwały poszukiwania Graala wśród kosmetyków do pielęgnacji i stylizacji brwi... Kredki? Czasochłonne i jak dla mnie - niepraktyczne. Cienie do brwi? Niezbyt precyzyjne, jedynie nadające kolor, stylizacji brak... Bezbarwne odżywki? Za mocno sklejały... Ale w końcu znalazłam! Żel-korektor do brwi Delia Glamour Fashion :)) a wszystko dzięki angel.of.sadness, przed którą z tego miejsca biję dziękczynne pokłony ;))
Kosmetyk został nagrodzony tytułem "Doskonałość Roku 2008" Twojego Stylu - a ja się temu wcale nie dziwię ;) Delia do brwi to takie 3 w 1 - delikatnie przyciemnia, utrwala kształt, dyskretnie nabłyszcza. Nie skleja, nie tworzy "skorupy", nie robi efektu pod tytułem "kosmetyczka za długo trzymała mi hennę" ;)
Ten produkt wygląda jak tusz do rzęs...
... a różni się od niego m.in. zawartością, która jest jakby wodnista. I jest bajecznie prosty w użyciu! Kilka delikatnych pociągnięć po brwiach i voila, gotowe. Dodatkowa zaleta - przyciemnienie można stopniować. Kolejna - efekt utrzymuje się aż do momentu demakijażu. I jeszcze jedna - to cudo kosztuje niespełna 10 zł :) a starcza na około 5 miesięcy codziennego stosowania!
Link do wizażowego KWC - KLIK.
Do wyboru mamy wersję brązową oraz czarną. Ja - jako brunetka - stawiam na czerń :) To mój hit! Niestety krucho jest z dostępnością tego kosmetyku, trzeba polować... Ja na szczęście mam swojego osobistego dystrybutora (Angel :*) :)) i aby nie nadużywać jego (jej ;)) dobroci niedawno zamówiłam mały zapas :D
Miałyście już okazję poznać i przetestować ten produkt? Jeśli tak, to chętnie poznam Waszą opinię na jego temat :) A może faworyzujecie inny kosmetyk do stylizacji brwi? Jestem otwarta na kuszenie, choć lojalnie uprzedzam - musi być solidne, bo Delii raczej nie zdradzę ;)
niedziela, 19 grudnia 2010
Cynamonowe skarpetki ;))
Zima zimą, teraz jestem jakby usprawiedliwiona... z tym, że ja przez niemal okrągły rok mam pewien problem - ziiiimne dłonie i stopy... Swoją drogą mówi się, że "zimne ręce to serce gorące" :D ale ja nie o tym. Z zimnymi dłońmi radzę sobie na przykład poprzez trzymanie kubka z gorącą herbatą... ;)) Szczęśliwie na zziębnięte stopy znalazłam lepszy patent, a mianowicie: delikatnie rozgrzewający krem do zimnych stóp Farmona - Nivelazione z olejkiem cynamonowym :)
Link do opisu przedmiotu na stronie Farmony: KLIK.
Link do opinii na wizażowym KWC: KLIK.
Koszt: około 8 - 9 złotych za 75 ml. Krem do kupienia m.in. w drogeriach Rossmann.
Zdaniem producenta ten krem pobudza mikrocyrkulację krwi oraz ukrwienie stóp, przez co efekt rozgrzania jest naturalny, stopniowy i długotrwały. Dzięki składnikom odżywczym krem regeneruje skórę, nadaje stopom miękkość i gładkość. Ciepły korzenny zapach olejku eterycznego z cynamonu sprawia, że jego aplikacja jest przyjemna i relaksująca.
Co tu dużo mówić. Uważam, że producent nie ściemnia ;) Krem bosko pachnie cynamonem, a zapach utrzymuje się na stopach przez jakiś czas po aplikacji. Nie wiem jak długo, bo rano nigdy nie wącham ;)) Łatwo się rozprowadza, szybko wchłania, nie pozostawia kleistej czy tłustej warstwy. W widoczny sposób pielęgnuje stopy. No i najważniejsze - rzeczywiście rozgrzewa! Jednak bez pracy nie ma kołaczy. Dla uzyskania efektu rozgrzewania należy podczas aplikacji kremu masować stopy (minuta wystarczy), a następnie dobrze jest wskoczyć w ciepłe, puchate skarpetki i pod kołderkę ;) czyli siłą rzeczy polecam używanie kremu tuż przed snem. Już po chwili poczujecie to ciepło :)
Dobranoc zmarzluchy, karaluchy pod poduchy! ;)
Link do opisu przedmiotu na stronie Farmony: KLIK.
Link do opinii na wizażowym KWC: KLIK.
Koszt: około 8 - 9 złotych za 75 ml. Krem do kupienia m.in. w drogeriach Rossmann.
Zdaniem producenta ten krem pobudza mikrocyrkulację krwi oraz ukrwienie stóp, przez co efekt rozgrzania jest naturalny, stopniowy i długotrwały. Dzięki składnikom odżywczym krem regeneruje skórę, nadaje stopom miękkość i gładkość. Ciepły korzenny zapach olejku eterycznego z cynamonu sprawia, że jego aplikacja jest przyjemna i relaksująca.
Co tu dużo mówić. Uważam, że producent nie ściemnia ;) Krem bosko pachnie cynamonem, a zapach utrzymuje się na stopach przez jakiś czas po aplikacji. Nie wiem jak długo, bo rano nigdy nie wącham ;)) Łatwo się rozprowadza, szybko wchłania, nie pozostawia kleistej czy tłustej warstwy. W widoczny sposób pielęgnuje stopy. No i najważniejsze - rzeczywiście rozgrzewa! Jednak bez pracy nie ma kołaczy. Dla uzyskania efektu rozgrzewania należy podczas aplikacji kremu masować stopy (minuta wystarczy), a następnie dobrze jest wskoczyć w ciepłe, puchate skarpetki i pod kołderkę ;) czyli siłą rzeczy polecam używanie kremu tuż przed snem. Już po chwili poczujecie to ciepło :)
Dobranoc zmarzluchy, karaluchy pod poduchy! ;)
sobota, 18 grudnia 2010
Dziękuję... i obiecuję ;)
Niemal każdego dnia przybywa publicznych obserwatorów mojego bloga. Niezmiernie mnie to cieszy! :)) Każde takie obserwowanie i każdy komentarz to dla mnie dowód na to, że moja blogowa praca (jedna z najprzyjemniejszych :)) ma sens, bo przecież to dla Was ten blog :) Wasze zainteresowanie, uznanie i sympatia są dla mnie bardzo ważne. Dziękuję! :))
Nie pozostaje mi nic innego, jak - śladem innych bloggerek - obiecać pierwsze rozdanie! Otworzę je, kiedy mój blog zyska setnego publicznego obserwatora :) A tymczasem... zaczynam gromadzić nagrody :)
Nie pozostaje mi nic innego, jak - śladem innych bloggerek - obiecać pierwsze rozdanie! Otworzę je, kiedy mój blog zyska setnego publicznego obserwatora :) A tymczasem... zaczynam gromadzić nagrody :)
piątek, 17 grudnia 2010
Włos się (nie) jeży ;))
W poście dotyczącym moich pielęgnacyjnych hitów obiecałam Wam osobną notkę na temat tego, jak (oraz czym) pielęgnuję swoją czuprynę. Niniejszym się wywiązuję ;)
Przez kilka ostatnich lat nosiłam dłuuugie włosy...
Ostatnio ścięłam je do ramion ze względów praktycznych i estetycznych. Wieloletnie noszenie długich pukli jednak dało im w kość. A może powinnam napisać: w łuski? ;) W każdym razie nadal wymagają stałej pielęgnacji ze względu na tendencję do plątania na końcach. Poza tym jakoś muszę odwdzięczyć im się za to, że pomimo farbowania (na ciemny brąz), suszenia i niemal codziennego prostowania wciąż są mocne i zdrowe :)
Po pierwsze: szampon.
Wiele ich wytestowałam... i właściwie każdy był mniej lub bardziej fajny. Mam jednak swoich faworytów :) czyli szampony z serii Palmolive Naturals KLIK:
oraz niedawno odkryty wiśniowy szampon do włosów farbowanych Joanna Professional z filtrami UV - litr za 12,50 zł :) KLIK
cenię je za zapach (!), konsystencję, cenę... po prostu lubię :)
Ale tak czy tak nawet najlepszy szampon nie sprawi, że moje włosy dadzą się łatwo rozczesać. Tak więc...
Po drugie: odżywka do spłukiwania.
Tych również wytestowałam bez liku. W rankingu zwycięża odżywka Kallos - Crema al Latte, około 17 zł za litr:
Opis i skład: KLIK.
Co tu dużo mówić - moja ulubiona :) Charakterystyczny, mleczno - kokosowy zapach, zwarta konsystencja, super działanie, wydajność, niska cena. Kiedy jeszcze nosiłam długie włosy litr odżywki (przy codziennym stosowaniu) wystarczał mi na około miesiąc - czyli całkiem nieźle zważając na fakt, że nigdy jej sobie nie żałuję ;) Używam jej w formie odżywki oraz w formie maski (pod czepek i ręcznik na 30 minut). Z naftą kosmetyczną, maską z piwa i innymi tego typu wynalazkami dałam sobie spokój - więcej zachodu, niż to wszystko warte ;)
Mleczna odżywka Kallosa porządnie nawilża moje włosy, odżywia je, dodaje im blasku, zapobiega puszeniu, ułatwia mi ich rozczesywanie. Lubię, lubię, lubię :) Wygrywa nawet z tak zachwalanym Stapizem (KLIK), którego pudrowo-cukierkowy zapach utrzymujący się na włosach do kolejnego mycia był dla mnie nie do zniesienia...;)
Po trzecie: odżywka bez spłukiwania.
Niestety - jak już wcześniej wspomniałam - moje włosy mają paskudną tendencję do plątania... A że przezorny zawsze ubezpieczony, wspomagam się jeszcze odżywką bez spłukiwania GlissKur (KLIK):
spryskuję nią włosy zaraz po osuszeniu ręcznikiem, a następnie w ruch idzie grzebień z szeroko rozstawionymi zębami:
koniecznie - dla zdrowia włosów! Na widok osoby rozczesującej wilgotne włosy szczotką mam drgawki ;)
Po czwarte: ochrona przed działaniem wysokiej temperatury.
W tej materii nie testowałam zbyt wiele, bo szybko trafiłam na produkt spełniający swoje zadanie na piątkę: BaByliss Pro Liss, Liss'Up - dwufazowy spray do prostowania włosów KLIK.
Wygładza włosy, nabłyszcza je, chroni przed wpływem wysokiej temperatury. Nadaje włosom pewnej śliskości (bez obciążenia), dzięki czemu prostownica bez trudu przesuwa się po pasmach (co automatycznie skraca czas prostowania). Jedyny minus tego produktu to niezbyt szczelna pompka - płyn czasem lekko oblewa opakowanie... No ale... nikt nie jest doskonały ;)
Spray nie należy do najtańszych (około 40 zł za 250 ml), ale uważam, że warto :) Kupuję go w ulubionym salonie fryzjerskim (na zamówienie).
O swoje włosy dbam również poprzez osuszanie ich ręcznikiem poprzez odciskanie (a nie tarcie!), używanie wyłącznie dobrych sprzętów do ich stylizacji (suszarka z długą dyszą, dużą mocą i zimnym nawiewem; prostownica ceramiczna) i regularne podcinanie końcówek (co 8 - 10 tygodni).
Oto cała moja włosowa pielęgnacja. Cztery kosmetyki, parę szybkich kroków, kilka istotnych zasad. Proste? Owszem. Niedrogie? Zgadza się. Skuteczne? Jak dla mnie - tak! :)) Kilkanaście minut troski i włos już się nie jeży ;)
A jakie są Wasze sprawdzone patenty na piękne, zdrowe włosy? :)
Przez kilka ostatnich lat nosiłam dłuuugie włosy...
Ostatnio ścięłam je do ramion ze względów praktycznych i estetycznych. Wieloletnie noszenie długich pukli jednak dało im w kość. A może powinnam napisać: w łuski? ;) W każdym razie nadal wymagają stałej pielęgnacji ze względu na tendencję do plątania na końcach. Poza tym jakoś muszę odwdzięczyć im się za to, że pomimo farbowania (na ciemny brąz), suszenia i niemal codziennego prostowania wciąż są mocne i zdrowe :)
Po pierwsze: szampon.
Wiele ich wytestowałam... i właściwie każdy był mniej lub bardziej fajny. Mam jednak swoich faworytów :) czyli szampony z serii Palmolive Naturals KLIK:
cenię je za zapach (!), konsystencję, cenę... po prostu lubię :)
Ale tak czy tak nawet najlepszy szampon nie sprawi, że moje włosy dadzą się łatwo rozczesać. Tak więc...
Po drugie: odżywka do spłukiwania.
Tych również wytestowałam bez liku. W rankingu zwycięża odżywka Kallos - Crema al Latte, około 17 zł za litr:
Opis i skład: KLIK.
Co tu dużo mówić - moja ulubiona :) Charakterystyczny, mleczno - kokosowy zapach, zwarta konsystencja, super działanie, wydajność, niska cena. Kiedy jeszcze nosiłam długie włosy litr odżywki (przy codziennym stosowaniu) wystarczał mi na około miesiąc - czyli całkiem nieźle zważając na fakt, że nigdy jej sobie nie żałuję ;) Używam jej w formie odżywki oraz w formie maski (pod czepek i ręcznik na 30 minut). Z naftą kosmetyczną, maską z piwa i innymi tego typu wynalazkami dałam sobie spokój - więcej zachodu, niż to wszystko warte ;)
Mleczna odżywka Kallosa porządnie nawilża moje włosy, odżywia je, dodaje im blasku, zapobiega puszeniu, ułatwia mi ich rozczesywanie. Lubię, lubię, lubię :) Wygrywa nawet z tak zachwalanym Stapizem (KLIK), którego pudrowo-cukierkowy zapach utrzymujący się na włosach do kolejnego mycia był dla mnie nie do zniesienia...;)
Po trzecie: odżywka bez spłukiwania.
Niestety - jak już wcześniej wspomniałam - moje włosy mają paskudną tendencję do plątania... A że przezorny zawsze ubezpieczony, wspomagam się jeszcze odżywką bez spłukiwania GlissKur (KLIK):
spryskuję nią włosy zaraz po osuszeniu ręcznikiem, a następnie w ruch idzie grzebień z szeroko rozstawionymi zębami:
Po czwarte: ochrona przed działaniem wysokiej temperatury.
W tej materii nie testowałam zbyt wiele, bo szybko trafiłam na produkt spełniający swoje zadanie na piątkę: BaByliss Pro Liss, Liss'Up - dwufazowy spray do prostowania włosów KLIK.
Wygładza włosy, nabłyszcza je, chroni przed wpływem wysokiej temperatury. Nadaje włosom pewnej śliskości (bez obciążenia), dzięki czemu prostownica bez trudu przesuwa się po pasmach (co automatycznie skraca czas prostowania). Jedyny minus tego produktu to niezbyt szczelna pompka - płyn czasem lekko oblewa opakowanie... No ale... nikt nie jest doskonały ;)
Spray nie należy do najtańszych (około 40 zł za 250 ml), ale uważam, że warto :) Kupuję go w ulubionym salonie fryzjerskim (na zamówienie).
O swoje włosy dbam również poprzez osuszanie ich ręcznikiem poprzez odciskanie (a nie tarcie!), używanie wyłącznie dobrych sprzętów do ich stylizacji (suszarka z długą dyszą, dużą mocą i zimnym nawiewem; prostownica ceramiczna) i regularne podcinanie końcówek (co 8 - 10 tygodni).
Oto cała moja włosowa pielęgnacja. Cztery kosmetyki, parę szybkich kroków, kilka istotnych zasad. Proste? Owszem. Niedrogie? Zgadza się. Skuteczne? Jak dla mnie - tak! :)) Kilkanaście minut troski i włos już się nie jeży ;)
A jakie są Wasze sprawdzone patenty na piękne, zdrowe włosy? :)
środa, 15 grudnia 2010
O choinka! ;)
Kilka dni temu chwaliłam się Wam nowym nabytkiem w postaci blachy do pieczenia choinek. Wczoraj pierwszy raz zrobiłam z niej użytek :)) Zapraszam na biszkopty!
Do ich upieczenia potrzebujemy:
3 jajek
0.5 szklanki cukru
0.5 szklanki mąki
0.5 łyżeczki proszku do pieczenia
1.5 łyżki kakao
Przygotowanie:
Białka ubić na puszystą pianę...
W trakcie miksowania stopniowo dodawać cukier, żółtka, mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia i opcjonalnie kakao (ja pierwszą partię upiekłam bez tego dodatku). Wypełnić lekko natłuszczone foremki masą do 3/4 ich wysokości.
Piekarnik rozgrzać do 180 stopni C. Biszkopty piec przez 15-20 minut na termoobiegu.
Ciasto wyrasta, ale po otwarciu piekarnika (w tym przypadku: na szczęście ;)) opada.
Voila, gotowe :) Przepis banalny jak wszystkie, których się tykam ;)
Teraz pozostaje już czysta zabawa i przyjemność (no... nie licząc sprzątania kuchni ;)). U mnie w ruch poszły cukrowe, kolorowe pisaki do zdobienia wypieków (kupione na Allegro) i jadalne perełki :))
Do pozostałej masy dodałam wspomniane wyżej kakao. Upiekłam blachę choinek...
... i wystarczyło jeszcze na misia :)
Zdobienie takich "kształtnych" wypieków to moim zdaniem fajny pomysł na zabawę z dziećmi. Następnym razem zapraszam swoją 8-letnią chrześnicę - nie omieszkam podzielić się z Wami efektami jej fantazji ;)
Dodam, że podane przeze mnie proporcje wystarczają na upieczenie max. 12 choinek / misiów (dwóch blach). Na zdjęciach widzicie podwojone ilości - w moim otoczeniu nie brakuje łakomczuchów ;)
A teraz i ja idę spałaszować słodką choinkę i popić ją jeszcze słodszym kakao :) Z perspektywy zimowego, leniwego poranka - duet idealny :)) Smacznego!
Do ich upieczenia potrzebujemy:
3 jajek
0.5 szklanki cukru
0.5 szklanki mąki
0.5 łyżeczki proszku do pieczenia
1.5 łyżki kakao
Przygotowanie:
Białka ubić na puszystą pianę...
W trakcie miksowania stopniowo dodawać cukier, żółtka, mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia i opcjonalnie kakao (ja pierwszą partię upiekłam bez tego dodatku). Wypełnić lekko natłuszczone foremki masą do 3/4 ich wysokości.
Piekarnik rozgrzać do 180 stopni C. Biszkopty piec przez 15-20 minut na termoobiegu.
Ciasto wyrasta, ale po otwarciu piekarnika (w tym przypadku: na szczęście ;)) opada.
Voila, gotowe :) Przepis banalny jak wszystkie, których się tykam ;)
Teraz pozostaje już czysta zabawa i przyjemność (no... nie licząc sprzątania kuchni ;)). U mnie w ruch poszły cukrowe, kolorowe pisaki do zdobienia wypieków (kupione na Allegro) i jadalne perełki :))
Zamiast pisaków do osłodzenia biszkoptów możemy wykorzystać nutellę, masę kajmakową, konfitury, polewę do lodów... Możliwości jest wiele, a każda z nich pyszna :)
Do pozostałej masy dodałam wspomniane wyżej kakao. Upiekłam blachę choinek...
... i wystarczyło jeszcze na misia :)
Zdobienie takich "kształtnych" wypieków to moim zdaniem fajny pomysł na zabawę z dziećmi. Następnym razem zapraszam swoją 8-letnią chrześnicę - nie omieszkam podzielić się z Wami efektami jej fantazji ;)
Dodam, że podane przeze mnie proporcje wystarczają na upieczenie max. 12 choinek / misiów (dwóch blach). Na zdjęciach widzicie podwojone ilości - w moim otoczeniu nie brakuje łakomczuchów ;)
A teraz i ja idę spałaszować słodką choinkę i popić ją jeszcze słodszym kakao :) Z perspektywy zimowego, leniwego poranka - duet idealny :)) Smacznego!
Subskrybuj:
Posty (Atom)