Upodobał sobie szczególnie paznokcie :) Miętowej manii poddały się między innymi Cammie (KLIK), Polish Makeup Bag (KLIK) i Agnieszka (KLIK)... że o dziewczynach z Klubu Lakierowego (KLIK) nie wspomnę ;)
Mnie paznokcie w takim kolorze nieszczególnie przypadły do gustu, ale też noszę miętę. Z tym, że nie na paznokciach. Noszę miętę... na twarzy :))
Oto mój absolutny hit, muszmieć, wybawiciel i przyjaciel: Mint Color Corrector od Everyday Minerals :)
(zdjęcie: everydayminerals.com)
Everyday Minerals to jedna z najpopularniejszych marek mineralnych (link do strony: KLIK). Od niej zaczęła się moja przygoda z kosmetykami mineralnymi. Oczywiście dzięki Wizażowi... ;) W ofercie EDM znajdziemy podkłady, pudry, rozświetlacze, róże, cienie do powiek, korektory (wszystko mineralne rzecz jasna), pędzle i inne akcesoria... Pomimo, iż mój minerałoholizm trwa już niemal dwa lata, a w tym czasie przetestowałam produkty wielu innych mineralnych firm (o czym wkrótce napiszę :)), nadal jestem wierna kilku kosmetykom EDMu (o tym także już wkrótce ;)). Na ich czele dumnie stoi Mint. A konkurencja zielenieje z zazdrości ;)
Mint Color Corrector - czyli po prostu zielony korektor - spełnia ważną funkcję. Neutralizuje zaczerwienienia, ukrywa pęknięte naczynka (z którymi na szczęście - tfu tfu, na psa urok - nie mam problemu), ukrywa rumieńce. Wystarczy cieniutka warstewka nałożona na twarz przed podkładem. Moim zdaniem do aplikacji Minta najlepiej nadaje się duży, dość rzadki pędzel o relatywnie sztywnym włosiu. Ja używam rossmannowskiego pędzla do pudru For Your Beauty :) (koszt: całe 10 złotych...).
Stosuję Minta codziennie, ponieważ mam skłonność do czerwienienia się (pod wpływem stresu, gorąca, wysiłku fizycznego). Po nałożeniu na twarz kremu oprószam Mintem policzki, nos i brodę. Buzia przez chwilę wygląda dość... miętowo... ale po nałożeniu cienkiej warstwy podkładu (w moim przypadku mineralnego) upiorny efekt znika ;)
Niestety od tego roku Carina (właścicielka EDM) zablokowała możliwość wysyłki do Polski, gdyż zawarła umowę z polskim dystrybutorem (KLIK), który znacznie zawyżył ceny... Dla porówniania: kiedyś Mint zamawiany ze strony EDM kosztował mnie około 20 zł już z kosztem przesyłki (zawsze brałam udział w zbiorowych, dużych zamówieniach na wizażowym forum mineralnym KLIK :)), a na stronie polskiego dystrybutora Mint kosztuje 44 zł + koszt przesyłki...
Ja mam to szczęście, że mam wizażowe koleżanki za granicą - w razie potrzeby nie zawaham się ich "użyć" ;) chociaż dla mnie Mint wart jest każdych pieniędzy i jeśli będę musiała, to dam się temu polskiemu dystrybutorowi oskubać... Grunt, że korektor działa! Czasem mam wrażenie, że "płonę" na twarzy, a po spojrzeniu w lustro stwierdzam, że wiem o tym tylko ja. I Mint ;)
Na jak długo wystarcza Ci opakowanie Minta? i czy zneutralizuje on czerwone ślady po wypryskach? :)
OdpowiedzUsuńWitaj w klubie 'płonących' policzków ;) Ja też bez Minta nie wyobrażam sobie życia, ale dodam od siebie,że taka cienka warstwa wbrew pozorom nie jest skuteczna, ja muszę nałożyć intensywnie zieloną,żeby mieć pewność ,że wieczorem (kiedy najbardziej się czerwienię ;( ) nie będę wyglądać jak burak.. ;/
OdpowiedzUsuńKocham kolorek miętowy, a o tym kosmetyku słyszę pierwszy raz. :)
OdpowiedzUsuńaa no i używam do tego kabuki :)
OdpowiedzUsuńJa poproszę te lody!!! :DDD
OdpowiedzUsuńAaaaa ja jestem na diecie a tu takie lody!. :P
OdpowiedzUsuńIwona, taki big Minta przy codziennym stosowaniu wystarcza mi na - uwaga - niemal rok! Wydajny diabeł ;) Punktowo polecam zielony korektor w płynie, sypki nadaje się raczej do stosowania na większe powierzchnie :)
OdpowiedzUsuńEmilia, jeśli tylko masz potrzebę, to warto :))
Pilar, mnie wystarcza cienka warstewka (aczkolwiek widoczna na twarzy przed nałożeniem podkładu), dlatego tak napisałam :) Dobrze, że jest Mint :) a kabuki jak dla mnie jest zbyt zbity do tego kosmetyku...
Kamila, Dominika - miałam Wam napisać, żebyście skupiły się na meritum tego posta, ale co mi tam, mikołajki są... więc lody miętowe na mój koszt ;))
Poprosze deser lodowy!!!
OdpowiedzUsuńMnie akurat Mint nie spasowal ale za to bardzo lubie Lavendera:-)a zmiennie moze byc Chiffon badz Organza z Lauress.
Hexxiu, częstuj się :))
OdpowiedzUsuńLavender i Chiffon JESZCZE nie wpadły mi w ręce, a Organza - fajne to, ale wolę Minta :))
dziękuję za odpowiedź :*
OdpowiedzUsuńViollet - polecam Ci spojrzeć na kolorowe korektory Blusche :) sama miałam podobnie - najpierw wpadł mi w łapki Mint EDMu i zanim się zdążyłam wkręcić i zamówić BIGa, miała miejsce "afera" z polskim dystrybutorem-zdziercą... ;)
OdpowiedzUsuńW poszukiwaniu zastępcy zamówiłam próbkę zielonego korektora Blusche i tadam - identyczny!Może mint jest dosłownie odrobineczke bardziej kremowy w konsystencji... Ale Bluschowiec też nie jest gorszy.
Iwona, do usług :)
OdpowiedzUsuńKasia, no skoro tak mówisz, to nie omieszkam sprawdzić :)) zwłaszcza, że i tak czaję się na Blusche, potrzebuję nowego Flata. Hm... no to czekam na promocję ;)
A wiecie, że poszłam dzisiaj na lody miętowe? ;))
OdpowiedzUsuńJa tego w ogóle nie rozumiem :(
OdpowiedzUsuńCo, taki polski dystrybutor szantażuje kogoś innego, straszy sądem czy jak? Jak to jest, że inni nagle robią blokadę na zamówienia do polski? :(
LLQ, ja też tego nie ogarniam :/ Myślę, że polski zdzierca po prostu zaproponował Carinie z EDM dobrą umowę...
OdpowiedzUsuńmam Minta, używam go tez jako cienia do oczu - w tej roli również swietnie się sprawdza :)
OdpowiedzUsuń