wtorek, 29 marca 2011

Wygrałam :D

Kilka dni temu dopisało mi szczęście - wygrałam w rozdaniu zorganizowanym przez autorkę bloga Piękność dnia (KLIK) :)) Dzisiaj dotarły do mnie nagrody. Bezzwłocznie się chwalę! ;))

Otrzymałam:
Krem Nektar Nawilżający Sanoflore
Błyszczyk Effet 3 D Bourjois kolor nr 08
Baza pod podkład Mary Kay
Cienie w postaci podwójnej kredki Max Factor Smoky Eye Effect - kolor Purple Dust
Błyszczyk do oczu Rouge Bunny Rouge kolor nr 001 Nymph's Tickles

Wszystko cieszy oko :)) zobaczcie:







Wkrótce testy i recenzje :) Pięknośćdnia, dziękuję!

Przy okazji pokażę Wam, co jeszcze dzisiaj do mnie dotarło:


Rozświetlacz Physicians Formula, który wszedł w moje posiadanie dzięki pośrednictwu Kamilanny, autorki bloga Kamilanna to ja (KLIK). Jego również bliżej Wam przedstawię, kiedy tylko trochę się poznamy ;)

Kamila, dzięki! :)

Znowu miałam fajny paczkowy dzień, hm? ;))

poniedziałek, 28 marca 2011

Pełna sprzeczności...

Rok 1971. Paryż. Hotel Ritz. Stara, niemal dziewięćdziesięcioletnia już Gabrielle Chanel, znana pod pseudonimem Coco, wychodzi ze swojego królewskiego apartamentu. Na korytarzu słyszy dźwięk odbezpieczania pistoletu. Odwraca się i widzi kulę, która nadlatuje w jej kierunku z ogromną prędkością...

Tak właśnie zaczyna się powieść obyczajowa Cristiny Sanchez-Andrade pod tytułem "Coco", inspirowana biografią legendarnej projektantki mody.

(foto: theswellelife.com)

Co więcej - powieść też tak się kończy. Wszystko, o czym czytamy w tej książce, dzieje się tak naprawdę w ułamku sekundy. W chwili, kiedy kula pokonuje odległość między lufą pistoletu a ciałem Chanel. W momencie, kiedy całe życie przelatuje jej przed oczyma.

"Coco" nie jest stuprocentową biografią. Pewne wątki zostały przekształcone, inne pominięte. Jest to biografia sfabularyzowana, która jednak pozwala nam poznać bieg życia sławnej kreatorki.

Chanel wywodzi się z nizin społecznych. Mająca liczne rodzeństwo, wcześnie osierocona przez matkę i opuszczona przez ojca, wychowała się w zakonie. Wkraczając w dorosłość wyjechała do Paryża, a szczęśliwe zrządzenia losu oraz jej przedsiębiorczość i charyzma sprawiły, że stała się wzorem do naśladowania dla ówczesnych kobiet.

(foto: thesun.co.uk)

Cristina Sanchez-Andrade w swojej książce skupia się na nakreśleniu czytelnikowi portretu psychologicznego tej fascynującej po dziś dzień projektantki. Rysuje przed nim postać bardzo hermetyczną w swoim istnieniu. Z powieści wyłania się kobieta, która do końca życia pozostała małą dziewczynką - niedojrzałą, sfrustrowaną, wyrażającą swoje potrzeby poprzez krzyk i tupnięcie nogą. Kobieta zamknięta na świat, z założenia traktująca innych jako niepotrzebnych i gorszych. Chanel bez pardonu odrzucała uczucia wszystkich, którzy przewijali się przez jej życie, a jednocześnie cierpiała z samotności... Winą za niepowodzenia w życiu uczuciowym obarczała z kolei swoje niskie pochodzenie społeczne. Przebywająca w towarzystwie elit, zawsze wśród ludzi, a jednocześnie - jak zwykła mawiać - sama ze swoimi milionami. Nieustannie targana sprzecznościami. Zimna, żądna sukcesu, pozbawiona kręgosłupa moralnego, idąca do celu po trupach, a jednocześnie cierpiąca, samotna, pragnąca miłości i ciepła. Budująca swoje życie na pozorach, świadomie marnująca kolejne szanse. Permanentnie nieszczęśliwa...

(foto: queensofvintage.com)

Sama powieść z pewnością nie jest majstersztykiem pod względem literackim, ale poza drobnymi wyjątkami czyta się ją lekko i szybko (chyba, że zabiera się za nią - tak jak ja - w okolicy sesji... wówczas owo "szybko" trwa dość długo ;)).

"Coco" charakteryzuje postać legendarnej Chanel, która - choć z pewnością nie jest wzorem godnym naśladowania - nieustannie fascynuje. Jeśli macie ochotę sprawdzić, co ukształtowało charakter projektantki garsonki z żakietem bez kołnierzyka, małej czarnej z perłami, kreatorki słynnych perfum No 5 - sięgnijcie po książkę Sanchez-Andrade. Życzę przyjemnej lektury i bogatych przemyśleń! :)

niedziela, 27 marca 2011

Antyszampon :]

 Jakieś dwa miesiące temu kupiłam szampon do włosów - normalne, prawda? Inny niż poprzednimi razy, bo chciałam przetestować nowość - też normalne. Zdecydowałam się na ten:

(foto: burak.pl)

Garnier Naturalna Pielęgnacja - Awokado i masło karite. Szampon przeznaczony dla włosów suchych i zniszczonych. Z moimi może aż tak źle nie jest, ale po zimie zapragnęłam zafundować im odbudowę i porządne odżywienie.

Na stronie garnier.pl czytam:

"Odkryj szampon Garnier Naturalna Pielęgnacja z olejkiem z awokado i masłem karité stworzony z myślą o włosach zniszczonych. Szampon Garnier Naturalna Pielęgnacja z olejkiem z awokado i masłem karité, jest wzbogacony olejkiem z awokado, znanym z właściwości uelastyczniająych oraz masłem karité, o cechach wysoce odżywczych. Szampon ma gładką i kremową konsystencję, która nie obciąża włosów".

Baju baju...

Szampon może i ładnie pachnie, może i jest wydajny... ale to co on robi z włosami - nigdy więcej! Zaraz po umyciu mokre jeszcze włosy wydają się odżywione, wygładzone, śliskie w dotyku - to bardzo mi się podobało. Radość prysła w momencie suszenia. Pomimo bardzo obfitego płukania włosy są obciążone, jakby oblepione resztkami kosmetyku, w dotyku tłuste na całej długości. Fuj! Na początku winę zrzucałam na pogodę / odżywkę / układ planet, ale po kilku podejściach (i przeplataniem ich używaniem innego szamponu) jestem pewna, kto tu psuje efekt. Stosowanie minimalnej ilości preparatu nie pomogło. Być może na cudzych włosach sprawdzi się lepiej, ale ja dziękuję za szampon, który poprzez mycie nim włosów sprawia, że muszę myć je znowu. Taki szampon nie-szampon. Raczej antyszampon. KIT do potęgi!

Dodam, że odżywka Garniera "Awokado i masło karite" sprawuje się bez zarzutu - jednak stosowana w komplecie ze swoim "partnerem" tylko pogarsza i tak opłakany już efekt... Ale solo - jak najbardziej jestem na tak.


PS. Pragnę przypomnieć, że już dzisiaj zmianie ulega adres www mojego bloga! Za kilka godzin znajdziecie mnie pod adresem viollet-na-obcasach.blogspot.com :)

sobota, 26 marca 2011

Posmak tropików ;)

Kto nie lubi racuchów? Jeśli ktoś się zgłosi, to chyba nie uwierzę ;) Placuszki z jabłkami okraszone cukrem, konfiturą czy innym dodatkiem często goszczą w mojej kuchni. Nie są to jednak takie zwyczajne racuchy ;)) Jest coś, co sprawia, że nabierają wyjątkowego smaku. Coś prostego, fajnego, ale niedocenianego. Dzisiaj postanowiłam zdradzić Wam ten sekretny składnik. Olej kokosowy :))


To już mój trzeci słoik. Kupuję w sklepach ze zdrową żywnością (np. w dużych galeriach handlowych) za około 20 złotych.

Jest to bioprodukt wykorzystywany między innymi do smażenia, wyrobu ciast i czekolady, produkcji margaryny i oleju. W temperaturze lodówkowo-pokojowej ma stan stały:


Bez problemu topi się jednak pod wpływem ciepła. Jest praktycznie bezzapachowy, co początkowo pozwoliło mi zwątpić w jego "cudowność" ;) Na szczęście dla kubków smakowych nie jest już taki obojętny. Delikatnie podkreśla smak potraw smażonych na słodko: naleśników, racuchów, placuszków twarogowych, owoców solo... Dzięki niemu moje ostatnie racuchy z jabłkami miały posmak tropików ;)


Smacznie i zdrowo :)

I jeszcze jedno. Może nie wiecie, że ten olej oprócz zastosowania kulinarnego ma jeszcze jedno, całkiem odmienne. Świetnie sprawdza się jako odżywka na końcówki włosów :)) Po jego zastosowaniu stają się odżywione, lśniące i miękkie.

Radość na głowie i na języku ;))

czwartek, 24 marca 2011

Do trzech razy sztuka :))

Jak czasem czekam na przesyłki, tak doczekać się nie mogę... Z kolei dzisiaj sytuacja była odwrotna - listonosz / kurier zapukał do moich drzwi aż trzy razy :D Najpierw przyjechały lakiery Barbra, które pokazałam Wam kilka godzin temu, a później...

(foto: vichyconsult.pl)

... paczkonosz dostarczył mi kolejną przesyłkę od Vichy :)) Tym razem do testowania dostałam płyn micelarny Normaderm do skóry wrażliwej z niedoskonałościami.




Zdaniem producenta (KLIK) oczyszcza, odświeża i koi skórę. Usuwa z cery zanieczyszczenia, sebum oraz makijaż. Daje uczucie komfortu. Nie zawiera alkoholu, parabenu ani mydła. Testowany dermatologicznie na wrażliwej skórze. A ja w trybie natychmiastowym rozpocznę testy własne ;)

Jak się okazało 30 minut później, to nie koniec niespodzianek na dziś. Dzwonek do drzwi - kolejna przesyłka kurierska. Tym razem - jak w przypadku znakomitej ilości Bloggerek - i w moje ręce trafiła absolutna, przedpremierowa nowość od Astor - flamastry do ust Perfect Stay Lip Tint :))


Link do oficjalnej strony: KLIK.

Podobnie jak pozostałe obdarowane Bloggerki dostałam pudełko zawierające trzy flamastry.




Każdy z nich zakończony jest balsamem, który nakładamy na usta zaraz po umalowaniu ich flamastrem, tym samym nabłyszczając je i utrwalając makijaż.


Kolory to od lewej:
- 103 Rosewood Blush
- 300 Nude Sweetness
- 200 Grenadine.

Trzy paczki jednego dnia. Trzy razy przyjemność dobierania się do zawartości. A że dzień już się kończy, powiem: do trzech razy sztuka ;)) Nie pozostaje mi nic innego, jak rozpocząć testy i przedstawić Wam wypływające z nich wnioski :))

Przesyłka ekspresowa :))

W poniedziałek - czyli zaledwie trzy dni temu - pisałam Wam o lakierze do paznokci Barbra Colour Alike o wdzięcznej nazwie "Kosmos". Spragniona kolejnych testów, zaraz po opublikowaniu tamtego posta złożyłam zamówienie na stronie Barbry (KLIK). Dziś dopiero czwartek, a pakunek jest już u mnie! Przesyłka ekspresowa :)))

Spójrzcie co zamówiłam:


Od lewej:
- Szara migotka - KLIK
- Różowa pantera - KLIK
- Grenadine syrup - KLIK
- Matte ruby - KLIK

Jak widzicie, kolory lakierów na stronie i w realu nieco się różnią. Tyczy się to głównie lakieru Matte ruby - na stronie mocny róż, na żywo (w buteleczce) róż wpadający w czerwień. Te różnice na szczęście mi nie przeszkadzają - na żywo lakiery są równie ładne, jak na obrazkach. Zobaczymy, jak będą się prezentowały na paznokciach :)

Najbardziej ciekawa jestem efektu, jaki uzyskam "Szarą migotką" ;)) bo jest to lakier hologramowy, mieniący:


Zapowiada się interesująco! Podobnie jak trzy pozostałe kolory. Testy, swatche i recenzje poszczególnych kolorów - wkrótce :))

wtorek, 22 marca 2011

Rewolucyjnie ROZDAJĘ! :))

Myślałam, myślałam i... wymyśliłam ;)) A co? Spieszę uszczegółowić.

Kiedy postanowiłam przeprowadzić blogową rewolucję, zaczęłam się zastanawiać jak to zrobić, żeby moi Czytelnicy odnaleźli mnie bez problemu, kiedy już zmienię adres www bloga. Przecież A wszystko przez ten Wizaż! zniknie wtedy bez śladu... Na szczęście wpadłam na pewien pomysł :)

OGŁASZAM ROZDANIE!


Do wygrania:
- karta podarunkowa Empik opiewająca na wartość 25 złotych
- maseczka Perfecta Słodkie Migdały (saszetka)
- manicure pielęgnacyjny Perfecta Spa - maska-serum i peeling do rąk (saszetka)
- pedicure pielęgnacyjny Perfecta Spa - maska-serum i peeling do stóp (saszetka)
- lakier do paznokci Wibo Extreme Nails nr 178 w kolorze malinowej czerwieni - nowy
- mleczna czekolada Wedel z nadzieniem truskawkowym...

... czyli funduję miły wieczór: pielęgnacja, dobra książka (lub stos gazet / gra planszowa / ...) i coś słodkiego ;))




Co trzeba zrobić, żeby wygrać? Prosta sprawa, warunek jest jeden :)

Jeśli chcecie wziąć udział w losowaniu, napiszcie na swoim blogu notkę, w której poinformujecie swoich Czytelników o tym, że:
- mój blog - pierwotnie A wszystko przez ten Wizaż! - dojrzał i obecnie nazywa się Na obcasach
- w niedzielę 27.03. wieczorem zmianie ulegnie również adres www mojego bloga, który dostępny będzie pod adresem "viollet-na-obcasach.blogspot.com" (zamiast pod "a-wszystko-przez-ten-wizaz.blogspot.com")
- zamieszczenie podobnej notki na swoim blogu i wklejenie mi linka do niej w komentarzu pod moim rozdaniowym postem wiąże się z automatycznym udziałem w moim rozdaniu :)

Hm... trochę zamotałam, ale mam nadzieję, że to w miarę zrozumiałe ;))

Będę Wam bardzo wdzięczna za pomoc i rozgłoszenie nowego adresu mojego bloga. Zmiana www nastąpi w niedzielę, ale rozdanie będzie trwało tydzień dłużej, aż do 3. kwietnia :) Do tego czasu czekam na zgłoszenia. W niedzielę 3. kwietnia o 23:59 zamknę listę, a w poniedziałek 4. kwietnia przeprowadzę losowanie i ogłoszę wynik :))

Przy okazji bardzo proszę osoby, które mają link do mojego bloga w blogrollu, by w najbliższych dniach aktualizowały link / nazwę :)

Jeszcze informacja dla osób mieszkających za granicą - jeśli to komuś z Was dopisze szczęście, to w razie potrzeby służę pomocą w realizacji empikowej karty :) Zrealizuję ją zgodnie z Waszym życzeniem i wyślę wybraną przez Was rzecz.

Z góry dziękuję za pomoc w informowaniu Bloggerów o zmianach na moim blogu. Czekam na linki do Waszych notek (oznaczające chęć udziału w konkursie) i życzę powodzenia! :))

poniedziałek, 21 marca 2011

Prawie "czarna dziura" ;))

Jako nieuleczalnie chora na miłość do koloru fioletowego maniaczka niedawno zostałam obdarowana przez koleżankę lakierem Barbra Colour Alike nr 447 o wdzięcznej nazwie Kosmos. Cieszę się podwójnie, bo nigdy wcześniej nie miałam okazji poznać słynnych już emalii Barbry.

(foto: sklep.barbra.pl)

Link do strony produktu: KLIK.

Zdaniem producenta "lakiery z oryginalnej i nowatorskiej kolekcji Colour Alike nadadzą Twoim paznokciom olśniewający połysk. Starannie dobrana receptura pozwala utrzymać długotrwały efekt, a precyzyjny, wyprofilowany pędzelek zapewnia dokładne i równomierne nałożenie lakieru.  Lakiery Colour Alike to gama niepowtarzalnych kolorów, które dodadzą Ci charakteru, pozwolą dobrać makijaż do nastroju i ubioru. Lakier dostosowuje się do delikatnej struktury płytki paznokcia, łatwo się nakłada i szybko schnie".

A teraz akcja weryfikacja ;))

We flakoniku Kosmos to piękny, głęboki, śliwkowy fiolet. Nie za jasny, nie za ciemny. A na paznokciach? Różnie bywa ;)) Spójrzcie same. Raz kolor pokrywa się z tym, co widzę w opakowaniu...


... natomiast drugi raz widzę nie kosmos, a prawie czarną dziurę ;)


Na paznokciach mam dwie warstwy + top coat (Sally Hansen Hard&Wraps).

Na żywo lakier częściej prezentuje się tak, jak na drugim zdjęciu. Jakby śliwka mieszała się z delikatną czernią bądź granatem. Bardzo ciemny kolor - już przy dwóch warstwach! Natomiast jedna jest zdecydowanie niewystarczająca, pozostawia mnóstwo prześwitów.

447 od Barbry jest lakierem bardzo kremowym, dość gęstym, bez żadnych drobinek. Konsystencja + szeroki pędzelek = przyjemna, w miarę bezproblemowa aplikacja :) Lakier nie rozlewa się na skórki, daje się równomiernie nałożyć. Wysycha dość szybko, zwłaszcza kiedy zaraz po aplikacji skrapiam go wysuszaczem Inglot Dry&Shine. Po wyschnięciu niestety zauważyłam trochę pęcherzyków, więc zamalowałam lakier warstwą top coata - im bardziej błyszcząca powierzchnia, tym mniej pęcherzyki rzucają się w oczy ;) Poza tym stawiam na lśniące paznokcie, matowym mówię "nie" ;)) Trwałość standardowa - po około trzech - czterech dniach lakier ściera się z końcówek, manicure wymaga odnowienia. Zmywanie - rewelacja :) Lakier schodzi bardzo łatwo, nie barwiąc przy tym skórek. Cena zadowalająca - około 8 złotych plus ewentualna przesyłka.

Podsumowując - jest bardzo dobrze :) nie mam nic przeciwko poznaniu innych kolorów tej firmy ;))

PS. Cammie, dziękuję za prezent!

niedziela, 20 marca 2011

Rewolucja! WAŻNE

Drodzy Czytelnicy!

Swojego bloga założyłam w listopadzie zeszłego roku. Pomysł na niego narodził się nagle. Kiedy tylko wpadł mi do głowy zechciałam mieć bloga już, teraz, natychmiast! Można więc rzec, że mój blog powstał "z potrzeby serca" ;) Od tamtej pory prężnie się rozwija, zyskuje nowych odwiedzających. Ja sama mam sto pomysłów na minutę dotyczących tego, o czym jeszcze chciałabym Wam napisać. Blog dojrzewa, a ja z nim. Niedawno postanowiłam: nadszedł czas na poważne zmiany!

(foto: wordpress.com)

Długo zastanawiałam się nad nazwą. Jakie słowa charakteryzują wszystko to, o czym i w jaki sposób piszę? Pomysłów było kilka. Ostatecznie uznałam, że Na obcasach pasuje tu jak ulał :))

UWAGA. W ciągu kilku dni zmianie ulegnie również adres www mojego bloga. Zamierzam zapisać go pod adresem viollet-na-obcasach.blogspot.com. Nie robię tego od razu, by dać Wam szansę poczytania o zachodzących zmianach i przygotowania się na kolejne. No i nie chciałabym, żebyście nagle nie mogli mnie znaleźć ;) Proszę o czujność! Po zmianie adresu poproszę te z Was, które mają link do mojego bloga w swoich blogrollach, o ich aktualizację :)

A wracając do rewolucji - jak szaleć, to na całego ;)) Przy okazji postanowiłam też zmienić tło bloga i nieco przekształcić jego układ. Być może nastąpi ciąg dalszy... kto wie, co jeszcze przyjdzie mi dzisiaj do głowy ;)

Staram się, by wszelkie zmiany (jak skrócenie nazwy, zwiększenie przejrzystości postów) były zmianami na lepsze, przede wszystkim dla Was - bo przecież bez Was cała ta blogowa krzątanina nie miałaby sensu :) Mam nadzieję, że szybko oswoicie się z efektami rewolucji, a Na obcasach polubicie co najmniej w takim stopniu, w jakim lubiliście A wszystko przez ten Wizaż! ;))

Z serdecznymi pozdrowieniami,
Viollet

I po testach :)

Kilka tygodni temu pisałam Wam o moim zakupie w postaci matującego kremu korygującego do twarzy Tołpa Huminea Strefa T - KLIK. Polecam zajrzeć do zalinkowanego posta, znajdziecie tam sporo informacji na temat tego kosmetyku, których teraz nie chciałabym powtarzać :)

(foto: tolpakosmetyki.pl)

Używam kremu Tołpy od momentu zakupu i jestem gotowa wystosować opinię na jego temat.

Wydajność - nieco ponad standard, zadowalająca :) Po sześciu tygodniach regularnych testów (czasem po dwa razy dziennie) z 40-ml kremu została połowa:


Krem jest ultralekki. Błyskawicznie wchłania się do matu, nie pozostawia na skórze ochronnego / tłustego filmu. Zważając na fakt, że został stworzony dla cery mieszanej, tłustej i trądzikowej, poczytuję to za jego ogromną zaletę. Tłuste cery z pewnością będą zachwycone. Mieszane - jak moja - mogą narzekać na brak uczucia dogłębnego nawilżenia na policzkach. Na szczęście jest to odczuwalne tylko w pierwszych sekundach po aplikacji kosmetyku. Z kolei strefa T mieszanej cery bez zarzutu - nawilżona, zmatowiona, uspokojona, pory ściągnięte. I o to chodzi!

Działania eliminującego niedoskonałości cery w postaci zaskórników czy sporadycznych wyprysków niestety nie zauważyłam, ale może używam tego kremu zbyt krótko, by cokolwiek w tym kierunku zaczęło się dziać? Na cud jednak nie liczę ;)

Podsumowując: krem jest wydajny, szybko się wchłania, nie zapycha, ewidentnie matuje strefę T, zwęża pory, wygładza skórę, aczkolwiek uczucia dogłębnego nawilżenia skórze mieszanej nie pozostawia. Świetnie sprawdza się pod makijaż. Cerom problemowym, tłustym (ale nie odwodnionym!) z czystym sumieniem polecam :)) Mieszanym podpowiadam - warto spróbować ;) Krem ze względu na swoją lekką formułę i matujące właściwości może okazać się ideałem na lato! Nie omieszkam sprawdzić :))

czwartek, 17 marca 2011

Słaba silna wola...

Po raz kolejny (i zapewne nie ostatni ;)) uległam kuszeniu uskutecznianemu przez wizażowe koleżanki. Dołączyłam do pędzlowego zamówienia ze strony Zoeva.de (KLIK) uzupełniając tym samym swój pędzlowy zbiór o cztery sztuki dooczne ;)

Pędzelki od pierwszego momentu robią dobre wrażenie. Każdy z osobna opakowany był w kartonik i folię...



Podobnie jak pędzle EcoTools, każdy jest opisany na rączce:


Zdecydowałam się na pędzle do: rozcierania, cieniowania, precyzyjnego cieniowania oraz ścięty na prosto pędzel do ukochanych przeze mnie kresek.




Pędzle wyglądają na solidne. Włosie jest miękkie, nie drapie, podczas prania nie wypada. Pędzelki są precyzyjne. Jestem chętna na więcej :)) (tylko po co? skoro zazwyczaj i tak robię tylko kreskę...). Przy najbliższej okazji z pewnością głębiej zbadam ofertę sklepu Zoeva :) linery i cienie już kuszą... Najwyraźniej mam słabą silną wolę ;))

środa, 16 marca 2011

Komu czekoladkę, komu? ;))

Drogie czytelniczki, nie będę Was już dłużej trzymać w niepewności ;) Czekoladowy konkurs rozstrzygnięty! Bardzo dziękuję za liczny odzew oraz opisy Waszych ulubionych perfum, to dla mnie niewątpliwie źródło inspiracji oraz pewna informacja o tym, jakie jesteście :))

Przed chwilą spisałam wszystkie losy, uruchomiłam maszynę losującą (KLIK) i... już wszystko jasne!

Pierwsza próbka perfum La Perla - Dark Extacy leci do...


Kasiaj85!

Druga próbka trafi w ręce...


Vedette!

Gratuluję dziewczyny :))) Czekam na Wasze adresy! viollet.blogspot@gmail.com

Miodzio!

Dla części z Was to pewnie żadna nowość, ale ja jestem podekscytowana ;)) Niedawno dokonałam bowiem pewnego odkrycia. Podczas zakupów w aptece zauważyłam, że na półce stoją balsamy do ust, których używałam jako "wczesna nastolatka" ;) i które wówczas uwielbiałam ponad wszystkie inne. Później zapomniałam... aż do teraz! Przedstawiam Wam jeden z fajniejszych balsamów do ust: Tisane :))


Moja radość jest tym większa, że firma Herba Studio postanowiła wypuścić swój słynny balsam w postaci sztyftu. Kilka(naście) lat temu Tisane dostępny był wyłącznie w słoiczku...

(foto: doz.pl)

Sztyft jest jednak praktyczniejsze i bardziej higieniczne rozwiązanie. Za swój zapłaciłam 8,30 zł. Cena do najniższych nie należy, ale nie uważam jej też za wygórowaną.

W kategorii pomadek do ust mam jeszcze jednego mocnego faworyta, ale o tym innym razem... ;) a tymczasem:

Link do opisu pomadki Tisane i składu INCI na stronie producenta: KLIK.
Link do wizażowego KWC: KLIK.


Według producenta balsam Tisane:
- wygładza szorstkie, spierzchnięte usta przywracając aksamitną gładkość
- chroni usta przed  wpływem czynników środowiskowych jak słońce, wiatr, deszcz, mróz
- odżywia delikatną skórę warg
- nawilża i chroni usta przed wysychaniem
- regeneruje naskórek uszkodzony wskutek działania czynników atmosferycznych, otarć oraz opryszczki

Kosmetyk ten zalecany jest do ust spierzchniętych, popękanych, wysuszonych oraz narażonych na szkodliwe działanie czynników atmosferycznych (mróz, silny wiatr, słońce).

Składniki aktywne: ekstrakty ziołowe, miód, witamina E, olej z oliwek, olej rycynowy, wosk pszczeli.

Moje odczucia względem tego produktu były wiele lat temu i nadal są bardzo pozytywne :)) Tisane ma przyjemną, dość tłustą konsystencję. Nie klei się. Doskonale odżywia zniszczone chorobą / alergiami / warunkami atmosferycznymi usta. Kiedyś sprawdziłam to na sobie, a ostatnio na bracie - alergiku, który ma przewlekły problem z suchą skórą. Dostał ode mnie własny egzemplarz pomadki ;)


Kosmetyk pachnie miodem wymieszanym z woskiem pszczelim. Jest wrażliwy na wpływ temperatury - pod wpływem ciepła staje się miękki, lekko oleisty. Pozostawienie go w otwartym słońcu czy w pobliżu innego źródła ciepła grozi rozpuszczeniem... Polecam więc noszenie w torebce, kieszeni płaszcza lub trzymanie na zacienionej półce. Podczas aplikacji owo "topienie się" jest jednak sporą zaletą - bez wysiłku i bólu możemy dokładnie nanieść preparat na spierzchnięte usta, a i smarowanie niezniszczonych warg jest lekkie, łatwe i przyjemne :)

Podejrzewam, że ze względu na tę "cieplną" właściwość sztyft Tisane będzie nieco mniej wydajny od swoich konkurentów, ale jestem skłonna przymknąć na to oko ze względu na komfort, jaki uzyskuję po jego użyciu.

Dodatkowe zastosowanie: Tisane goi wszelkie uszkodzenia naskórka, wspomaga regenerację np. podrażnionych okolic nosa, wyschniętych dłoni.

Polecam - dla mnie miodzio! ;))


PS. Dzisiaj wieczorem losowanie kończące mój czekoladowy mini-giveaway :) Lista jeszcze otwarta! :)

poniedziałek, 14 marca 2011

Potrójna niewiadoma ;))

Kilka dni temu, podczas wizyty w drogerii Natura odkryłam w szafie Essence produkt, który dziwnym trafem nigdy wcześniej nie rzucił mi się w oczy - korektor 3w1 Forget It!


Od razu zwrócił uwagę i wylądował w moim koszyku. Koszt takiej przyjemności to 10,99 zł.

Korektor składa się z trzech kolorystycznych sektorów:


- różowy rozjaśnia cienie pod oczami
- zielony służy do ukrywania czerwonych zmian (np. pękniętych naczynek)
- beżowy zamaskuje niedoskonałości cery


Napotkałam na problem już podczas próby "włamania" - zamknięcie mocno trzyma, a odpowiedniego wyprofilowania przy zatrzasku brak. Bez paznokci byłoby ciężko ;) Myślę jednak, że ten problem szybko sam się rozwiąże, gdyż zamknięcie się "wyrobi".

Kiedy już udało mi się dostać do środka poczyniłam pierwsze testy na ręku. Korektory mają zwartą, gęstą konsystencję, która "topi się" pod wpływem ciepła dłoni. Przypuszczam, że dzięki tym właściwościom będzie zarazem wydajny i przyjemny w użytkowaniu.

Przypuszczenie to zweryfikuję doświadczalnie już wkrótce. Jestem ciekawa, czy Forget It! zda egzamin i spełni swoje zadanie... a właściwie zadania! Może znacie już ten produkt i podzielicie się ze mną opiniami? Chętnie poczytam, bo narazie nie mam pojęcia czego się po tym trio spodziewać :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...