poniedziałek, 31 stycznia 2011

No i rozdałam! :)))

Ostatni dzień stycznia. Czyli zgodnie z umową... losowanie! :))


Tytułem krótkiego wstępu pragnę podziękować Wam za odwiedzanie mojego bloga, za rady, opinie, wskazówki. Za każdy komentarz, mail czy inny przejaw sympatii :) Dzięki Wam moja blogowa praca ma sens, przynosi mi wiele frajdy i satysfakcji. Dziękuję! I obiecuję nie spocząć na laurach - wprost przeciwnie :)


Odnośnie samego rozdania - liczba chętnych przekroczyła moje oczekiwania :)) Niestety wykryłam kilka prób oszustwa (linki do nieistniejących notatek itp.), przykro mi... "Puste" losy oczywiście zostały skreślone z listy. Na szczęście takich przypadków było jak na lekarstwo :)) a znakomita większość obserwatorów A wszystko przez ten wizaż! to osoby fajne, sympatyczne i uczciwe. Stokrotne dzięki raz jeszcze :)


Niecierpliwicie się? Że niby za dużo gadam? ;))


no już dobrze, dobrze... przejdźmy do meritum :D


Skorzystałam z maszyny losującej ClassTools Fruit Machine (KLIK). Maszyna ustawiła nicki losowo, więc jeśli ktoś ma np. trzy losy, to nie są one ułożone jeden pod drugim - ale wszystkie trzy pozostają w puli, sprawdziłam :)


Uwaga, ogłaszam wyniki!


Nagrodę główną otrzymuje...




... Dorotie! :))


Natomiast nagroda pocieszenia wędruje do...


... Atiny! :))


Dziewczynom, którym tym razem się nie powiodło, powiem tylko tyle: jeszcze będzie okazja ;)


Z kolei wygranym serdecznie gratuluję! Dorotie i Atino - napiszcie proszę maila (viollet.blogspot@gmail.com) z adresem do wysyłki :))

Zaznaczam, że jeśli wygrane nie zgłoszą się mailowo do niedzieli, nagroda zostanie rozlosowana ponownie. Oczywiście mam nadzieję, że taka sytuacja nie będzie miała miejsca :)

niedziela, 30 stycznia 2011

W drodze do ideału ;)

Znacie markę Tołpa? Jeśli nie, zapraszam Was na jej stronę: KLIK.


Tołpa to specjalistyczne dermokosmetyki oparte na bogatych w składniki odżywcze i antyoksydanty borowinie i torfie Tołpa. Są ukierunkowane na konkretne problemy skóry - mają na celu pielęgnować, leczyć i zapobiegać. Preparaty marki TOŁPA tworzone są według aptecznych procedur, które cechuje innowacyjność, wysoka tolerancja i bezpieczeństwo stosowania oraz skuteczność potwierdzona licznymi badaniami naukowymi i klinicznymi. Zawierają ograniczoną ilość konserwantów i substancji zapachowych, nie posiadają w składzie sztucznych barwników oraz nie są testowane na zwierzętach. Wszystkie preparaty poddawane są testom klinicznym i dermatologicznym. Mogą być stosowane przy skórze nadwrażliwej i alergicznej.


Często mijałam półki pełne produktów Tołpy w aptekach i sklepach z kosmetykami specjalistycznymi. W końcu zdecydowałam się na zakup. Wybór padł na matujący krem korygujący z serii Tołpa Huminea:


(foto: tolpakosmetyki.pl)


Huminea to seria przeznaczona do pielęgnacji twarzy. W jej skład wchodzi siedem linii nastawionych na konkretne potrzeby skóry (KLIK). Krem, który wybrałam, należy do linii Strefa T (KLIK).


Program TOŁPA huminea STREFA T został stworzony z myślą o potrzebach skóry wrażliwej, tłustej i mieszanej oraz trądzikowej. (...) Każdy produkt linii STREFA T jest wynikiem połączenia humino-kompleksu z innymi składnikami pochodzenia naturalnego o właściwościach nawilżających, oczyszczających, normalizujących i ściągających. Takie połączenie daje efekt synergii i pozwala na skuteczne rozwiązywanie problemów skórnych. Uwzględnia potrzebę nawilżania skóry i minimalizuje ryzyko wystąpienia podrażnień. Cechą charakterystyczną pielęgnacji opartej na humino-kompleksie jest również szybka zdolność do regeneracji naskórka, odtoksycznianie i stymulowanie funkcji witalnych skóry.


Tołpa Huminea Strefa T - Matujący krem korygujący (KLIK) to zdaniem producenta innowacyjny, hypoalergiczny preparat o lekkiej konsystencji, korygujący niedoskonałości skóry. Reguluje wydzielanie sebum i działa antyseptycznie. Ściąga rozszerzone pory i zapobiega powstawaniu zaskórników. Dzięki właściwościom nawilżającym zapewnia optymalny poziom nawodnienia naskórka. Wspomaga odbudowę płaszcza hydrolipidowego skóry, nie obciążając jej. Wyraźnie łagodzi podrażnienia i przyspiesza regenerację mikrouszkodzeń. Pozostawia skórę matową, nawilżoną i wygładzoną.


Zawiera następujące składniki aktywne:
humino-kompleks TOŁPA, fucogel, alantoina, d-pantenol, ekstrakt z łopianu, ekstrakt z drzewa cynamonowca.


Dla zainteresowanych zamieszczam skład:




Nie jest on idealny - kosmetyk niestety zawiera kilka parabenów (konserwantów). Jednak ja nie skreślam go z tego powodu. Niejednokrotnie zauważyłam, że stuprocentowo naturalne kosmetyki potrafią zrobić mi większą krzywdę, niż te konserwowane...


Zaskoczyło mnie, że kremy Tołpy opakowane są w aluminiowe tubki. Ich wygląd przywodzi skojarzenie z maścią:






Dla mnie to duży plus. Użytkowanie kremu z tubki jest znacznie bardziej higieniczne, niż ze słoiczka. Dodatkowo tubki Tołpy to opakowania ekologiczne - tuba aluminiowa jest przyjazna dla środowiska, bezpieczna dla produktu i podlega procesowi recyclingu. Brawo.


Uwaga - produkt polski! :)


Swój egzemplarz (krem 40 ml) kupiłam w SuperPharm za 27,99 zł.


Moja mieszana cera co prawda nie boryka się z jakimiś szczególnymi problemami (sporadyczne wypryski, zaskórniki, czasem rozszerzone pory), ale dlaczego nie miałoby być lepiej? Dlatego właśnie Huminea Strefa T. Dążę do ideału ;))


Pierwsze wrażenia po zetknięciu z wyżej opisanym kosmetykiem? Krem jest lekki, szybko się wchłania, pachnie bardzo delikatnie i dyskretnie. Wkrótce przystąpię do porządnych testów i po zużyciu tubki zdam Wam relację. Zweryfikuję, na ile obietnice producenta są prawdziwe. A może i Wy podzielicie się ze mną swoimi wrażeniami ze stosowania kosmetyków Tołpa? Jestem mocno zainteresowana tą marką, chętnie poczytam!

piątek, 28 stycznia 2011

Nie dajcie się zwieść! ;)

Pamiętacie, jak pisałam Wam o moich włosowych hitach? Jeśli odpowiedź brzmi "nie" - KLIK ;) Wspomniałam wówczas o spray'u termicznym BaByliss ProLiss Liss'Up. Hit, owszem. Na tamten czas. Bo niedawno został zdetronizowany ;) Dzięki rekomendacji zaprzyjaźnionych fryzjerek (i "testom" w salonie fryzjerskim ;)) weszłam w posiadanie mleczka wygładzającego Selective Professional, On Care:


(foto: hairs.pl)


Link do strony producenta: KLIK.

Mleczko doskonale wygładzające pozwala na maksymalną kontrolę objętości fryzury. Zabezpiecza włosy przed szkodliwym działaniem gorącego powietrza i szczotki w trakcie modelowania. Nałożyć na wilgotne włosy, dobrze rozprowadzić, modelować włosy szczotką lub prostownicą, nie spłukiwać.


Nie jest to typowy produkt termiczny, ale jednak oprócz wygładzania i pielęgnacji chroni włosy przed bezpośrednim wpływem wysokiej temperatury. Zaskoczyło mnie, jak dobrze nawilża końcówki włosów - jakby "scala" te rozdwojone, odżywia, ale nie skleja. W widoczny sposób wygładza włosy, ułatwia prostowanie (co pozostaje dla mnie nie bez znaczenia - prostuję niemal codziennie...). Stosowany z umiarem nie obciąża fryzury (ja wmasowuję go we włosy od połowy długości aż po końce). Czyli działa!


Wydaje się być wydajnym kosmetykiem - jednorazowo dla moich dość długich włosów wyciskam ilość wielkości migdała (dwukrotnie wciskam pompkę). 150 ml powinno wystarczyć na około 3-4 miesiące regularnego stosowania. Z tej perspektywy 40 zł za butelkę nie przeraża :)


Kolejny plus - zapach, dziewczyny, ZAPACH! Cudowny cynamon. Nie ten sypki, duszący i osiadający na gardle ;) Raczej taki kremowy, nieco mleczny, bardzo cynamonowy :) Przyznam się, że czasem rozsmarowuję na dłoni minimalną ilość tego kosmetyku i wącham, wącham, wącham... ;)) Na włosach aromat utrzymuje się bardzo krótko i jest delikatny. Cudeńko.


I jeszcze jedno. Według producenta jest to produkt przeznaczony dla kręconych włosów, ale nie dajcie się zwieść! ;) Na moich prawie-prostych włosach sprawdza się idealnie :)

środa, 26 stycznia 2011

Prezenty :)))

Okazji brak, a ja w ciągu dwóch dni dostałam aż trzy prezenty ;) w dodatku od wizażowych koleżanek! Mówiłam, że Wizaż to moc i potęga ;))


1. Paczka dobroci dla włosów i nie tylko od Hexxany, autorki bloga Tysiąc jeden pomysłów i pasji KLIK :)






ależ będzie testowania! :))


2. Słodkości prosto z wycieczki do Torunia od Cammie, autorki bloga No to pięknie! KLIK :)




pierniczki (na zdjęciu jeszcze wszystkie, w realu już niekoniecznie ;)) + puszka po owych pierniczkach na drobiazgi :))


3. Pędzelek dooczny by H&M od Frenki, być może przyszłej autorki bloga Polarne ptysie ;))))




z jednej strony gęsta kulka do cieniowania, z drugiej płaski pędzelek do ukochanych przeze mnie kresek :)




Dziękuję dziewczyny! Jesteście super :***

Mistrzowska wanilia...

Rano jak zwykle stanęłam przed swoim perfumowym skarbcem, a tym samym przed dylematem: czym chcę dzisiaj pachnieć? Zbyt duży wybór nie zawsze jest dobrą opcją ;) Dumałam, rozważałam i nagle w tyle szuflady spostrzegłam jedną z moich najcenniejszych olfaktorycznych perełek. Flakon stał tam zapomniany chyba od zeszłej zimy... Z namaszczeniem spryskałam nadgarstek i... tak! To nadal jest miłość. Miłość do Un Bois Vanille od Serge Lutensa.


(foto: lulua.pl)


Serge Lutens to słynny na całym świecie kreator perfum. Niesamowity człowiek obdarzony ogromnym talentem. Mistrz. Własnoręcznie, od podstaw tworzy niepowtarzalne, niszowe zapachy, z których każdy ma swoją historię, a żaden nie daje się zaszufladkować. Lutens nie dzieli perfum na "damskie" i "męskie", gdyż - jak sam twierdzi - tworzy perfumy dla różnych osobowości, a nie płci. Nie ulega stereotypom. TUTAJ znajdziecie świetny wywiad z tym artystą. Polecam.


(foto: mimifroufrou.com)


W Polsce zapachy Serge Lutensa dostępne są w perfumerii Lu'lua (KLIK), o której wspomniałam Wam już przy okazji opisywania perfum Ginestet - Botrytis.


Byłam, wąchałam, zachwycałam się misternością i niepowtarzalnością perfum Lutensa, a największym uczuciem zapłonęłam do Un Bois Vanille (czyt.: ę bła wanij; tzn. drzewo waniliowe). TUTAJ link do UBV na stronie Lu'lua.


Kompozycja ta została stworzona z następujących składników: czarna wanilia z Meksyku, drzewo sandałowe, czarna lukrecja, mleko kokosowe.

(foto: gadgets-shop.pl)


Nuty zapachowe:
- głowy: czarna wanilia z Meksyku, kakao,skarmelizowany benzoes, drzewo gwajakowe
- serca: drzewo sandałowe, czarna lukrecja, wosk pszczeli
- bazy: mleko kokosowe, pieprz, gorzkie migdały, bób tonka.


Zapach nieziemski, urzekający, jedyny w swoim rodzaju. Pachnie wanilią, lecz zupełnie inną niż ta, którą znacie z mainstreamowych perfum czy z kuchni. Czarną wanilią. Dojrzałą, esencjonalną, słodką ale nie duszącą. Intensywną. Współgra z nią lukrecja, znana ze swej słodko-korzennej woni i właściwości odurzających. Coś w tym jest. UBV działa jak narkotyk, nie sposób przejść obojętnie... Kompozycję wzbogaca mleko kokosowe - wyczuwalne także dla niewprawnego nosa.


Siła Un Bois Vanille tkwi w prostocie. Zapach rozwija się bardzo płynnie i regularnie, ani na chwilę nie tracąc na intensywności czy pięknie. Od lukrecjowej słodyczy, przez woń kokosa, esencjonalność wanilii, aż po słodko-korzenne zatracenie. Kilka składników plus ręka absolutnego mistrza... Majstersztyk. Otulający, zimowy ideał. Nie sposób ująć wrażeń w słowa. To trzeba poczuć!

poniedziałek, 24 stycznia 2011

Skuteczne i tanie cery oczyszczanie ;)

Koniecznie muszę zarekomendować Wam pewien produkt :) a mianowicie: Dax Cosmetics - Perfecta Oczyszczanie - Płyn micelarny do demakijażu twarzy i oczu:


(foto: dax.com.pl)

Link do opisu na stronie producenta: KLIK.

Jego zdaniem jest to "delikatny płyn micelarny do oczyszczania twarzy i demakijażu oczu, polecany dla osób w każdym wieku, do pielęgnacji wszystkich typów cery, także wrażliwej i podrażnionej. Bardzo starannie usuwa ze skóry zanieczyszczenia i resztki makijażu, przez co skutecznie zastępuje mleczko i tonik. Preparat posiada lekką, nietłustą konsystencję i nie wymaga spłukiwania wodą. Zawiera nawilżające minerały morskie, kojący d-pantenol, a także wyciąg z bławatka, który redukuje oznaki zmęczenia i odświeża cerę".

Z radością potwierdzam :) Micel jest przyjemny w użytkowaniu, wydajny, a co najważniejsze - skuteczny. Bez problemu radzi sobie nawet z makijażem oczu. Pozostawia cerę nawilżoną (podobnie jak chwalony już przeze mnie tonik Oeparol) i odprężoną. Hit!

Niewątpliwym (ogromnym!) plusem jest również cena - ostatnio w SuperPharm kupiłam 200 ml butelkę za niespełna 13 złotych :) Uważam, że ten produkt w niczym nie ustępuje stosowanemu dotychczas przeze mnie micelowi Vichy (KLIK), więc po co przepłacać? :) Dla zainteresowanych podpowiadam, że micel Perfecty dostępny jest również w Rossmannie.

Wklejam link do opisu i recenzji na wizażowym KWC: KLIK. Znajdziecie tam także skład kosmetyku.

Zachęcona jakością opisanego powyżej produktu chętnie sięgnę po pozostałe kosmetyki z serii Perfecta Oczyszczanie - KLIK. Już czaję się na peelingi. Naturalnie zdam relację :))

sobota, 22 stycznia 2011

NYX Nude on Nude :)

Wczoraj w moje ręce wpadł nowy nabytek :) Mini - paletka NYX Nude on Nude Natural Look Kit :))



Kupiłam z myślą o codziennych, neutralnych makijażach. Wszelkie odcienie beżu i brązu doskonale się do nich nadają :)



Paletka oprócz dziewięciu cieni kryje w sobie jeszcze coś :)





Dwa niemal transparentne błyszczyki, nadające ustom naturalnie różowy odcień i połysk :)

Nude on Nude to dla mnie niejako rekompensata za niespełnione dotąd marzenie o palecie Urban Decay Naked (zawsze kiedy ją oglądam, w mojej kieszeni syczy wąż ;)). Nigdy wcześniej nie miałam styczności z cieniami NYX - liczę, że zdadzą egzamin. Jak myślicie? Dziś popełnię pierwsze testy :))

piątek, 21 stycznia 2011

Tiramisu w nowej odsłonie :)

Ukochany deser? Mam ich wiele (a d... rośnie ;)). Ale taki najukochańszy? To proste - tiramisu!


 (foto: wordpress.com)


Mogłabym jeść codziennie :)) dlatego tym bardziej upodobałam sobie jedną z wariacji na temat tego smakołyku. Zapraszam na kulki ;)


Potrzebne składniki:


2 łyżki kawy rozpuszczalnej
150 - 180 g podłużnych biszkoptów
250 g serka mascarpone
1 łyżka cukru pudru
1 paczuszka cukru wanilinowego
4 łyżki likieru migdałowego
kakao do obtoczenia kuleczek (słodkie lub gorzkie - wg uznania)


Przygotowanie:


Zalewamy kawę ośmioma łyżkami gorącej, przegotowanej wody, mieszamy, odstawiamy do ostygnięcia. Biszkopty maksymalnie rozdrabniamy (w malakserze lub przy pomocy małej reklamówki i tłuczka ;)). Następnie mieszamy je z zimną kawą i odstawiamy na 15 minut, by składniki się "przegryzły".




W tym czasie miksujemy: mascarpone, cukier puder, cukier waniliowy i likier migdałowy. Dodajemy mieszankę biszkoptowo-kawową, miksujemy.




Z powstałej masy formujemy kuleczki i obtaczamy je w przesianym wcześniej kakao. Wstawiamy do lodówki na minimum 3 godziny, a najlepiej na całą noc. Rano budzimy się, biegniemy do lodówki i popełniamy grzech obżarstwa ;)) Smacznego!


czwartek, 20 stycznia 2011

Uśmiech proszę! :)))

Stało się! Kilka dni temu spełniłam swoje wieloletnie marzenie - kupiłam lustrzankę :))) Z racji, iż jestem w dziedzinie fotografii amatorem i aparatu potrzebuję wyłącznie na prywatny, domowo-wycieczkowy użytek, nie rozglądałam się po najwyższych półkach -to nie miałoby sensu, zwłaszcza dla mojej kieszeni ;) Starałam się wybrać sprzęt, którego jakość i cena w pełni by mnie satysfakcjonowały. Sprzęt, który będzie spełniał moje (rosnące) oczekiwania przez kilka najbliższych lat.


Wybór padł na Sony Alpha 390 :)))



(foto: fancygadgets.net)


Link do opisu ze strony producenta: KLIK.
Wzięłam korpus + podstawowy obiektyw 18-55. Może kiedyś będzie mnie stać na kolejne ;))


Wcześniej miałam (i nadal mam) do dyspozycji cyfrowy kompakt Olympus MJU 820:


(foto: amazon.com)


Link do opisu: KLIK.


Alpha to świeżutki nabytek - jeszcze nie zdążyłam rozpracować jej możliwości. Nie zmienia to jednak faktu, że już jestem zachwycona ;) Zrobiłam kilka zdjęć porównawczych - załączam je w oryginale, bez kombinowania przy kontraście / ostrości / jasności itp. Jedyne co zmieniłam, to rozmiar. Wszystkie fotki robione na trybie "Auto" (z którego jako leń zapewne często będę korzystać). Spójrzcie sami.


Foto nr 1 - Olympus, foto nr 2 - Alpha; zdjęcia bez lampy:






Foto nr 1 - Olympus, foto nr 2 - Alpha; zdjęcia bez lampy:






Foto nr 1 - Olympus, foto nr 2 - Alpha; zdjęcia z lampą:






Oczywiście mam świadomość, że tym zdjęciom daleko do ideału, ale już przy "bylejakim" fotografowaniu w trybie Auto, w pomieszczeniu, przy bylejakim świetle widać sporą różnicę w jakości :)) ostrość, głębia, kontrast, kolory... Obecnie zamęczam domowników testami nowego sprzętu (najbardziej cierpliwe są Kota i Mucha ;)). Tak więc: uśmiech proszę! :))

wtorek, 18 stycznia 2011

Lato w środku zimy :))

Ktoś, kto wynalazł zamrażarkę niech wie, że dzisiaj jestem mu szczególnie wdzięczna ;) właśnie odkryłam w jej czeluściach coś pysznego :) co latem sama tam schowałam...




Porcja borówek, litr mleka, kilka łyżek cukru...




... i mam lato w środku zimy! :))




Idźcie przeszukać swoje zamrażarki! Może też odkryjecie jakieś zapomniane owocowe pakunki ;)

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Kota zdrowo najedzona :)

Kota (zwana także Kitą, Futrem, a formalnie Figą ;)) mieszka ze mną już ponad pół roku :))




Uwielbiam ją i chcę - zapewne jak wszyscy zakochani w kociastych - żeby była zdrowa, wypielęgnowana i szczęśliwa. Nie sposób osiągnąć takiego stanu kociego ciała i ducha bez jego prawidłowego odżywiania. Temat jest bardzo szeroki, czasem nie do końca klarowny, a i moja wiedza na ten temat nie jest pełna ani specjalistyczna. Jest jednak dużo szersza, niż jeszcze pół roku temu :) i dzisiaj chciałabym się nią z Wami podzielić - na zdrowie Waszym futrzastym :)


Najpierw lista produktów zakazanych:


1. Jakiekolwiek jedzenie dla ludzi (a zwłaszcza rzeczy przyprawione, smażone, pieczone, wędzone).
2. Mleko! Koty nie trawią kazeiny (głównego białka zawartego w mleku i jego przetworach) - w najlepszym wypadku mleczna dieta zakończy się przewlekłą niestrawnością / biegunką, a w najgorszym zaburzeniami w przyswajaniu składników odżywczych. Jeśli nie potrafimy odmówić kotu mleka, mieszajmy je pół na pół z wodą.
3. Słodycze.
4. Wieprzowina (zwłaszcza surowa - może wywołać bardzo niebezpieczną dla kotów chorobę Aujeszky'ego KLIK).
5. Surowe białko jajka.
6. Kasze, zboża.
7. Rośliny (w tym doniczkowe - pilnujmy, by koty ich nie obgryzały), owoce, niektóre warzywa.
8. Jedzenie dla psów (ze względu na różnice w fizjologii i potrzebach tych zwierząt).
9. Surowe ryby.
10. Kocie "wypychacze" typu: gotowe smakołyki, kabanosy, dropsy, przekąski - nie wnoszą do diety kota absolutnie nic pozytywnego.


Sporo tych zakazów... a to jeszcze nie wszystkie zastrzeżenia. Jeżeli zależy nam na zdrowym rozwoju kota, to nie żywimy go tzw. karmami supermarketowymi. Byłam w szoku, kiedy dotarło do mnie, ile procent mięsa zawierają karmy (suche i mokre) takich marek jak Kitekat czy Whiskas...




4%! A dokładniej "minimum 4%"... ale kto czytając owo "minimum" wierzy, że w puszce jest więcej niż 5%? Te karmy to same wypełniacze i świństwa (ścięgna, łapy, kości, a ponoć nawet zmielone, plastikowe identyfikatory...). Powiecie, że koty to lubią... No jasne, trudno nie lubić karmy naszpikowanej sztucznymi polepszaczami smaku i zapachu. Ludzie też lubią fast foody. Naturalnie nie popadam w paranoję - Kota raz na czas dostaje saszetkę Whiskasa czy Kitekata, tak jak ja raz na czas pochłaniam talerz frytek albo hamburgera ;) Jednak do codziennego żywienia te karmy się NIE NADAJĄ.


Przekopywałam fora, zadawałam pytania, szukałam, testowałam i trafiłam na karmy, które są godne polecenia. Mam na myśli takie firmy, jak Royal Canin, Animonda, Hill's, Brit, Eukanuba, Orijen, Acana, Almo Nature, Miamor... Naturalnie nie ma ideałów. Te karmy również zawierają zboża, białko pochodzenia roślinnego (kotu zupełnie nieprzydatne), a zawartość mięsa nie powala na kolana, ale na pewno są o niebo lepsze niż karmy supermarketowe. Ja zakupy spożywcze dla Koty robię w hurtowni weterynaryjnej Krakvet KLIK - sprawdzone miejsce i korzystne ceny, polecam :)


W kategorii karm mokrych w moim osobistym rankingu wygrywają puszki Animonda Carny. Spójrzcie na skład:




85% wołowiny (w tym przypadku), 5% kurczaka, 5% indyka, 5% kaczki, substancje mineralne. W tym produkcie ewidentnie widać niezmielone kawałki mięsa. Jestem na tak! I Kota też :)) Często sięgam również po aluminiowe puszki Animonda Vom Feinsten, saszetki Royal Canin Instinctive i saszetki Miamor.


Rzućcie też okiem na skład karm suchych Hill's i Brit:






40% mięsa, całkiem przyzwoicie. Royal Canin niestety nie podaje na opakowaniach procentowej zawartości mięsa, ale dowiedziałam się, że plasuje się ona na poziomie około 30%.


Obecnie moja 8-miesięczna kocica dysponuje takim zestawem karm suchych:




Szczególnie upodobałyśmy sobie granulki Royal Canin. Nie jest to może karma z najwyższej półki, ale odpowiada mi relacja jakości do ceny oraz oferta tej marki, która jest bardzo szeroka. Kaloryczność, wielkość i kształt chrupek każdego z rodzajów dostosowany do konkretnych potrzeb zwierzaka. Figa niedawno skończyła przygodę z RC Kitten, z którego zwyczajnie wyrosła - granulki zaczęły być zbyt małe. Kota połykała zamiast rozgryzać, a to nie służy ani trawieniu, ani zębom. Od pewnego czasu stopniowo przestawiam ją na "dorosłe" jedzenie ;)


Pamiętajmy, że koty nie syntetyzują niektórych aminokwasów i kwasów tłuszczowych niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania organizmu. Dlatego muszą otrzymywać je w karmie. Zwracajmy uwagę, by kupowane przez nas karmy zawierały m.in. taurynę.


Nie rozumiem tylko, po co producenci dodają do karm zboża, kukurydzę, produkty pochodzenia roślinnego... Te składniki są kotu zupełnie nieprzydatne. Częstą sztuczką jest zamieszczanie informacji o wysokiej (np. 60-procentowej) zawartości białka przy jednoczesnym braku informacji o zawartości mięsa (bądź informacji, że jest go np. 20%). Wówczas staje się jasne, że owo białko pochodzi głównie z roślin (np. z soi), a co za tym idzie nie jest przez zwierzę przyswajane. Kot to mięsożerca! Dlatego nie wolno zapominać, że w kociej diecie często powinno pojawiać się mięso w czystej postaci (drobiowe lub wołowe - przypominam, że o wieprzowinie nie ma mowy). Figa dostaje m.in. mięso obrane ze skrzydeł, na których gotuję rosół. Kiedy podajemy kotu kawałek surowego mięsa pamiętajmy, że wcześniej powinno ono zostać poddane obróbce termicznej - najlepiej, żeby przed włożeniem do kociej miski zostało zamrożone na minimum 72 godziny. To zapobiegnie rozwojowi bakterii w futrzastym organizmie.


Przy okazji polecam Wam fajny artykuł na portalu Zwierzakowo dotyczący odżywiania kociastych: KLIK.


Aaa, jeszcze warunek absolutnie konieczny! Kot musi mieć stały dostęp do świeżej wody! Jeśli serwujemy mu wodę butelkowaną, lepiej by była źródlana - mineralna zawiera bowiem zbyt wysokie (jak dla zwierzęcia) stężenie niektórych pierwiastków. Higiena miseczek to mam nadzieję sprawa oczywista :)




Nie zapominajmy, że zdrowe i MIĘSNE żywienie należy się także psiakom :) Moja Mucha również poleca puszki Animondy ;)


Być może część z Was już wcześniej zdawało sobie sprawę z tego, co opisałam w tym poście, dlatego kieruję go zwłaszcza do nieświadomych właścicieli zwierząt. A może Wy wiecie coś, o czym ja nie wiem bądź zapomniałam napisać?


Bardzo ciężko jest skomponować stuprocentowo poprawne kocie menu, gwarantujące nam jego ogólny dobrostan i długie życie. Warto jednak przestrzegać tych kilku istotnych zasad. Ja wprowadziłam je w życie - dzięki temu Kota ma miękkie, lśniące futro, długie wąsiska, mocne mięśnie, zdrowe zęby, zdrowy brzuszek i mnóstwo energii :)) Jest po prostu zdrowo najedzona!

niedziela, 16 stycznia 2011

Wyliczamy ulubione! - zabawa :)

Zachęcona przez autorkę bloga Azjatycki Cukier, która wzięła udział w zabawie dotyczącej "ulubionych" (link do posta KLIK) postanowiłam, że również się przyłączę ;) do czego i Was namawiam! To fajny sposób na bliższe poznanie :)

Przedstawiam moje "ulubione" - a właściwie wybrane z wielu ulubionych, takie best of the best ;)

Makijaż:

1. Podkłady mineralne Lumiere w formule Cashmere
2. Zielony korektor mineralny "Mint" od Everyday Minerals
3. Róż "Snuggle" od Everyday Minerals
4. Tusz do rzęs Essence MultiAction
5. Żel-korektor do brwi Delia Glamour Fashion

(foto: lula.pl)

Obsesje smakowe:

1. Tiramisu
2. Muffins & cupcakes
3. Chińszczyzna - zwłaszcza kurczak po malajsku
4. Naleśniki w każdej postaci
5. Łosoś ze szpinakiem

(foto: przepisy-light.pl)

Napoje:

1. Woda mineralna niegazowana
2. Zielona herbata z ryżem
3. Latte z lodami
4. Kakao / czekolada na gorąco
5. Koktajle owocowe

(foto: luxurygods.pl)

Sklepy:

1. H&M
2. Reserved
3. Bershka
4. Zara
5. Cache Cache

(foto: kolorowekredki.pinger.pl)

Restauracje, knajpki (Kraków i okolice):

1. Koral
2. Coffee Heaven
3. Cupcake Corner Bakery
4. Dynia
5. Wszelkie chińskie ;)

(foto: essential-architecture.com)

Miejsca do imprezowania (j.w.):

1. Afera
2. Gorączka
3. Frantic
4. Fashion Time
5. Wszelkie domy, mieszkania ;)
(foto: diki.pl)

Filmy:

1. Nie wszystko złoto, co się świeci
2. Jak stracić chłopaka w 10 dni
3. Tajemnica Brokeback Mountain
4. Skazani na Shawshank
5. Mamma Mia!

(foto: dryicons.com)

Dołączasz do gry? Jeśli tak, w komentarzu podaj linka do notki ze swoimi ulubionymi :)) chętnie poczytam!

Pozostanę w cieniu ;)

Co tu dużo mówić... Znowu poszalałam w Inglocie ;)


Zawsze lubiłam ich lakiery (kolejny egzemplarz wpadł do mojego pudełka), a ostatnio pokochałam cienie. Dzięki nim ja - ignorant cieniowy - chyba w końcu uczę się malować na oku więcej, niż kreskę ;) Kilka dni temu skusiłam się na kolejną paletę Freedom, tym razem 10-elementową, która dołączyła do mojej "piątki" :)



Większa paletka ma w rogach podstawy i pokrywy ukryte magnesy, dzięki którym można "wyciągać" cienie z otworów - skorzystałam z tego dobrodziejstwa i trochę przeorganizowałam rozmieszczenie kolorów między obiema paletami.



Dla zainteresowanych zamieszczam swatche :) na zdjęciach numery cieni.



Z oferty Inglota wybieram cienie kremowe, matowe bądź shimmerowe, bez brokatowych drobinek. Są łatwiejsze w aplikacji. Ułatwiam sobie naukę malowania jak mogę ;) zamierzam pozostać w cieniu ;))
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...