Akcja Wiosna w toku! Wciąż dzielnie trenuję 30 Day Shred i dbam o siebie jeszcze uważniej niż zwykle. Wizja założenia wiosenno-letnich ubrań działa bardzo motywująco :) A w kwestii owej dbałości - dzisiaj chcę podzielić się z Wami patentem równie prostym, co genialnym :)) Jestem pewna, że część z Was go zna i uwielbia. Kto nie zna, powinien jak najszybciej poznać! Peeling kawowy :)
(foto: wizaz.pl)
I nie mam tutaj na myśli gotowców z drogeryjnych półek! Chodzi o prawdziwą, parzoną kawę, a konkretnie - o fusy :))
Są różne szkoły. Jedni nacierają się suchymi fusami wymieszanymi z żelem pod prysznic, inni najpierw fusy parzą... Ja należę do drugiej grupy. Swój peeling przygotowuję następująco: wsypuję do miseczki kilka kopiatych łyżek kawy (kupuję najtańszą jaką znajdę), zalewam ją wrzątkiem do poziomu ich wysokości tak, by uzyskać gęstą papkę i odstawiam do przestudzenia. Następnie zabieram miseczkę do wanny i po umyciu ciała intensywnie nacieram je fusami :) Przed użyciem do papki można dodać nieco oliwki (która przy okazji nawilży ciało), żelu pod prysznic (ułatwi aplikację zwiększając poślizg), kryształkowego cukru (w ramach zwiększenia mocy peelingu), cynamonu (działającego rozgrzewająco - nie polecam osobom mającym problem z rozszerzonymi naczynkami!), soli kąpielowej ... i tak dalej :) Ja nie stosuję żadnych dodatków. W stu procentach odpowiada mi gęstość, moc ścieralna i cudowny, intensywnie kawowy zapach fusów solo.
Kiedy pierwszy raz zastosowałam peeling fusami kawy stwierdziłam, że to prawdziwe objawienie! Od tamtej pory robię go regularnie, minimum dwa razy w miesiącu. Gwarantuję Wam, że nieźle się naszukacie zanim znajdziecie w drogerii kosmetyk o choćby zbliżonym działaniu :) o ile w ogóle znajdziecie. Peeling kawowy jest niesamowicie skuteczny. Nie spływa z mokrej skóry, co ułatwia stosowanie. Ściera martwy naskórek w sposób bardzo dokładny, a jednocześnie delikatny - w żaden sposób nie podrażnia. Skóra po jego użyciu jest niewiarygodnie gładka, miękka i rozjaśniona. Po każdym zabiegu nieustannie ją miziam i pieję z zachwytu ;)) Uczucie nieprzyjemnego ściągnięcia i wysuszenia absolutnie nie występuje. Kofeina zawarta w kawie ma właściwości ujędrniające i wyszczuplające. Coś w tym jest! Pośladki i uda po dokładnym wymasowaniu fusami kawy są gładsze i bardziej napięte. Dlatego często stosuję ten peeling przed wyjściem na basen czy plażę... ;) Kolejny plus - cena! Za dużą paczkę najtańszej "fusiary" zapłacicie mniej, niż za słoiczek drogeryjnego, słabiej działającego peelingu. Dodam, że kawa dość mocno brudzi wannę, jednak łatwo się z niej spłukuje - obywa się bez szorowania :)
Niedawno wyczytałam o jeszcze jednym zastosowaniu peelingu kawowego. Dziewczyny masują nim skórę... głowy. Przygotowują go mieszając kawę z jogurtem bądź kefirem (bez zawartości cukru!) i szamponem ziołowym. Ich zdaniem taka mieszanka poprawia ukrwienie skóry głowy, przyspiesza porost włosów i odżywia czuprynę. Nie straszne im to, że trzeba płukać włosy kilkukrotnie, by pozbyć się wszystkich fusów... ;) Na ile ten sposób faktycznie działa - nie wiem, ale wkrótce to przetestuję ;)
Jak dla mnie peelingowanie ciała fusami kawy to same pozytywy :) Maksymalna skuteczność, łatwość zastosowania, dostępność, koszt... To jak, komu kawy? ;))
Znacie patent z samorobionym peelingiem kawowym? Używacie fusów solo czy wzbogacacie je dodatkami? Podzielcie się przepisami na ulubione mieszanki i wrażeniami z ich stosowania! :)