wtorek, 29 maja 2012

Ogłoszenie :]

Spójrzcie na co trafiłam dzisiaj przez zupełny przypadek, na odwrocie kartki starego kalendarza ...


W samą porę. Budujące ;)))

poniedziałek, 28 maja 2012

Pomysł na ... ;)

Szukacie pomysłu na szybki i smaczny obiad? Jeśli tak, to mam dla Was propozycję :) Tagiatelle z brokułami i czosnkiem!


Jego przygotowanie jest banalnie proste i nie wymaga zbyt wielkiego nakładu pracy. W jednym garnku ugotuj makaron, w drugim różyczki brokuła. Pamiętaj, by w obu przypadkach lekko osolić wodę :) Odsączone produkty obsmaż na patelni na niewielkiej ilości oleju / oliwy. Wciśnij 2-3 ząbki czosnku, wymieszaj. Po chwili danie będzie gotowe!


Szybkie, smaczne, idealne na wynos - na przykład do pracy :) Właśnie tak wyglądał mój dzisiejszy lunch. Smacznego!

Z jakim dodatkiem najchętniej wcinacie makaron? :)

niedziela, 27 maja 2012

Werdykt :))

Każdy, kto czytał TEGO posta wie, że jakiś czas temu postanowiłam podzielić się z Wami niesamowitą czekoladową maseczką Zamian Premium Pore Minimizing Gold Cacao Pack :)) Pora na wyniki rozdania!


Do kogo uśmiechnęło się szczęście? :)

Z przyjemnością ogłaszam, że maseczkę wylosowała ...


Bella!

Gratuluję :)) Czekam na maila z adresem do wysyłki!

sobota, 26 maja 2012

Mój kot zwariował! ;)

Drogie właścicielki kotów! Jestem pewna, że każdego dnia dbacie o zdrowie i zadowolenie swoich ulubieńców. Ja nie jestem wyjątkiem :) Dobrze karmię, pielęgnuję, przytulam... Staram się też zapewniać rozrywki :) W trosce o dobry humor mojej Koty skorzystałam ostatnio z rekomendacji Reni, autorki bloga Szminką po lustrze (KLIK) i kliknęłam zamówienie w sklepie Zooplus (KLIK). Do koszyka trafiła między innymi polecana przez Renię zabawka Baldi Mouse (KLIK), czyli mysz wypełniona walerianą.

Waleriana to doskonała alternatywa dla kocimiętki. Zabawka silnie pachnie walerianą, nieodpartym zapachem dla każdego kota. Twój kot będzie się nią bawił i bawił - sam się przekonasz....

Grubo posiekany korzeń waleriany (który znajduje się w poduszeczce w naturalnym stanie) będzie podczas zabawy stopniowo ulatniał swoją woń poprzez ostre i surowe fragmenty. Kot potrząsa i porusza zabawką - w ten sposób korzeń waleriany jest nieustannie pocierany (działa jak tarka) i uwalnia wciąż na nowo swój trwały i mocny zapach. Na kota działa to stymulująco przez bardzo długi czas.
(zooplus.pl)

Zabawka jest duża, wykonana z przyjemnego pluszu, wypełniona ekologicznym orkiszem i walerianą. Jej zapach jest dość intensywny. Dla mnie - niezbyt przyjemny... ale dla mojego kota najwyraźniej cudowny ;) Zwierzak zwariował na punkcie tej myszy! Kiedy tylko ją dostał wpadł w przedziwny amok - podskakiwał, biegał, kopał, ugniatał i oblizywał nowego przyjaciela do granic swoich kocich możliwości :)) Wykonanie sensownego zdjęcia obrazującego tę dziką zabawę graniczyło z cudem ;)


Musiałam ją przestraszyć, żeby choć na sekundę przestała się ruszać ;) Istne szaleństwo. Mam nadzieję, że mysz nie zwietrzeje zbyt szybko :))

W ofercie sklepu Zooplus jest jeszcze jedna rzecz, na punkcie której Kota ma świra :) Przysmak Cosma Snackies (KLIK):



Przysmaki Cosma Snackies to naturalna przekąska dla kota wyprodukowana w 100 % z ryby albo mięsa, bez sztucznych dodatków i polepszaczy smaku. Są produkowane w specjalnym procesie liofilizacji. To szczególnie delikatny i bardzo wymagający proces zamrażania i suszenia. Dzięki temu zostają zachowane wszystkie najważniejsze składniki naturalne i odżywcze oraz intensywny i pełny smak. Twój kot na pewno poczuje tę różnicę, ponieważ przysmaki Cosma są produkowane z mięsa i ryb o wysokiej jakości, które nadają się także do prudkcji żywności dla ludzi. Starannie dobrane składniki oferują Twojemu kotu tylko to co najlepsze i są dostępne w następujących wariantach smakowych:

Kurczak 26 g: pyszne kawałki mięsa dla miłośników mięsa drobiowego;
Kaczka 21 g: smakowita kaczka dla czystego smaku mięsa, świeża i pożywna;
Wołowina 23 g: wybrane kawałki wołowiny, kuszący i lubiany smak;
Tuńczyk 25 g: delikatne kawałki tuńczyka, dla wszystkich miłośników ryb.

Przysmaki Cosma Snackies oferowane są w praktycznej, ponownie zamykanej tubie, przez co możliwe jest utrzymanie przez długi czas naturalnego i świeżego smaku. 
(zooplus.pl)

Pierwszą tubę Kota dostała właśnie od Reni i jej wybrednej koteczki ;) Jeszcze na żaden smakołyk nie reagowała takim entuzjazmem! Szybki koci bieg na dźwięk wstrząsania tubą, głośne domaganie się kolejnej porcji i wpychanie mi się na kolana to norma, kiedy gra toczy się o Cosmę ;) Tym razem zamówiłam dla niej dwie tuby - 100% Kurczaka i 100% Wołowiny.

Dzięki zabawce z walerianą i przysmakowi z czystego mięsa nie widzę końca kociej radości :) do tego trochę miziania za uchem... Jak widzicie, przepis na uszczęśliwienie futra jest banalnie prosty ;)

piątek, 25 maja 2012

Mieszane uczucia ...

Żywię niekłamaną sympatię do produktów marki E.L.F. (KLIK) - zwłaszcza tych z linii Studio. Są tanie i fajne jakościowo. Bardzo lubię róż Candid Coral (KLIK), który dopiero teraz, po roku stosowania, powoli sięga dna. Cenię puder w kamieniu Complexion Perfection (KLIK). Często sięgam po żelowe linery, których - nie wiedzieć czemu - jeszcze nie zrecenzowałam ;) Zachęcona pozytywnymi opiniami i własnymi doświadczeniami z marką zamówiłam sypki puder High Definition Powder (KLIK).

(foto: pinger.pl)

Według producenta puder został specjalnie wymyślony, aby ukryć wszelkie niedoskonałości na skórze, widoczne przy zbliżeniach nowoczesnych kamer HD. Maskuje zmarszczki, rozszerzone pory oraz wszelkie inne niedoskonałości skory, wygładza. Pozostaje przy tym zupełnie niewidoczny. Zalecany do makijażu przed kamerami lub do użytku codziennego.

Skład: Dimethicone/Vinyl Dimethicone Crosspolymer, Silica.

Opis od początku wydawał mi się podejrzany. Transparentny puder, który ukrywa niedoskonałości? To od razu włożyłam między bajki. Maskowanie zmarszczek? Jasne... Jedyne, czego oczekiwałam od tego produktu to długotrwałe zmatowienie (w końcu ma w składzie matującą krzemionkę!) i dyskretne wygładzenie cery.


Na pierwszy rzut oka jest bardzo przyzwoity - jedwabisty w dotyku, maksymalnie drobny. Problem zaczyna się podczas aplikacji. Ciężko jest nabrać na pędzel odpowiednio małą ilość produktu - nie obywa się bez strzepywania nadmiaru, co bezpośrednio wiąże się ze stratą sporej ilości kosmetyku. Podczas nakładania na twarz okazuje się, że puder ma tendencję do bielenia. Na szczęście po chwili stapia się z cerą i sprawia, że ta jest gładka i zmatowiona. Do czasu... Niestety efekt ten utrzymuje się na mojej normalnej, nieprzetłuszczającej się skórze nie dłużej niż przez dwie-trzy godziny. Za krótko! O maskowaniu niedoskonałości i ukrywaniu zmarszczek oczywiście nie ma mowy. Wiem, że niektóre użytkowniczki tego pudru narzekają na zapychanie. Mnie to na szczęście ominęło, ale podatnym na to zjawisko radzę uważać - głównym składnikiem pudru jest nieprzepuszczający silikon... To właśnie jemu nasze cery mają zawdzięczać potencjalne wygładzenie w stylu High Definition.

Czy polecam? Sama nie wiem... Nie zachwycam się, ale za bubel również nie mogę go uznać. HD Powder to przyzwoity produkt za przyzwoite pieniądze. Spełnia swoją podstawową funkcję, którą moim zdaniem jest matowienie cery i trzymanie makijażu w ryzach. Co prawda krótkotrwale, ale zawsze można zabrać go ze sobą i w ciągu dnia robić poprawki - dzięki szczelnemu, zamykanemu na "klik" opakowaniu nadaje się do torebki. Prawdopodobnie zużyję swój egzemplarz do dna, ale z pewnością nie ponowię zakupu.

Cena: 6 funtów + przesyłka / 8 g produktu.

Znacie High Definition Powder marki E.L.F? Co o nim sądzicie? Hot or not? ;)

czwartek, 24 maja 2012

Z uśmiechem ;)

Całkiem niedawno klikałam na Allegro zapasowe końcówki do mojej elektrycznej szczoteczki do zębów. Naturalnie nie mogłabym sfinalizować zakupu bez obejrzenia, co też jeszcze ciekawego proponuje ten konkretny Sprzedawca. Grzech nie skorzystać z łączonej wysyłki... ;) Tym sposobem trafiłam na ciekawą ofertę past do zębów. Do tej pory używałam głównie delikatnych specyfików typu Meridol czy zielony Elmex. Nie zamierzam z nich rezygnować - przede wszystkim z uwagi na moje skłonności do parodontozy... Niemniej jednak postanowiłam przetestować coś nowego :) Do koszyka wpadły mi trzy pasty. Dwie z nich to naturalne, wegańskie, nietestowane na zwierzętach produkty marki Argital:


Szczególnie zainteresowała mnie wersja z wyciągiem z szałwii - stuprocentowo naturalna, przeciwpróchnicza, działająca ściągająco na dziąsła i stany zapalne jamy ustnej. Polecana dla osób z problemami dziąseł i paradontozy. Coś dla mnie :)

Wersja numer 2 to profesjonalna pasta wybielająca, której zadaniem oprócz usuwania nalotu po kawie, herbacie i tym podobnych jest m.in. ochrona przed chorobami dziąseł. Teoretycznie dwa w jednym - białe zęby i zdrowe dziąsła. Zobaczymy ;)

Przy okazji kliknęłam też pastę, która interesowała mnie od bardzo dawna - BlanX Med


Zdaniem producenta ta pasta także ma jednocześnie wybielać i pielęgnować zęby oraz chronić dziąsła. Jestem ciekawa własnych wrażeń związanym z jej użytkowaniem. Podoba mi się, że zamknięto ją w tubie typu air-less. Dość nietypowe rozwiązanie jak na tę dziedzinę kosmetyki :) 

Która z tych past powinna pójść na pierwszy ogień? Której jesteście najbardziej ciekawe? Chętnie posłucham, poużywam, a następnie zrecenzuję - miejmy nadzieję, że zrobię to z jeszcze zdrowszym i piękniejszym uśmiechem ;)

sobota, 19 maja 2012

Z miłości do nocy ...

Post pisany wieczorową porą, bo właśnie taki jest jego bohater. Wieczorowy. Tajemniczy. Obiecujący uniesienia. Zapach La Perla - J'aime la nuit edp.

(foto: realessencia.com.br)

Zamknięty w ciężkim i nieporęcznym, jednak bardzo eleganckim flakonie, którego kolor doskonale oddaje charakter zawartego w nim pachnącego płynu ...


J'aime la nuit to zapach trudny do zdefiniowania. Owocowy początek, owocowo-kwiatowe rozwinięcie, kwiatowo-drzewne zakończenie. Słodki, jednak w zupełnie inny sposób niż ten znany mi do tej pory. Orientalny. Zmysłowy. Niedosłowny. Wpływający na wyobraźnię. Kiedy go czuję wyobrażam sobie parę kochanków, którzy pod osłoną nocy zmierzają na potajemną schadzkę w pięknym, mrocznym ogrodzie ...

(foto: obcasy.pl)

J'aime la nuit to zapach trwały, gęsty, trzymający się przy skórze. By druga osoba mogła go poczuć, musi być blisko ... Myślę, że to nie przypadek. Szukasz idealnych perfum na zmysłową randkę? Et voilà.

Nuta głowy: gruszka nashi, liczi, rajskie ziarenka, pieprz, kwiaty winorośli.
Nuta serca: Kwiat Jednej Nocy, róża, jaśmin, czarna orchidea, bergamota, malina.
Nuta bazy: drewno kaszmirowe, drzewo Amyris, kwiat lotosu, ambra, karmel, paczuli.

Link do produktu na wizażowym KWC: KLIK.

To była miłość od pierwszego testowania. Jestem pewna, że będzie trwała przez pozostałych dziewięćdziesiąt mililitrów, odradzając się każdej nocy ... :)

Czy Wy także macie swój ulubiony wieczorowy, zmysłowy zapach? :)

piątek, 18 maja 2012

Nowe centrum dowodzenia ;)

Już jestem! Wybaczcie tych kilka dni przerwy :) Została wywołana dwoma powodami. Pierwszy, bardziej prozaiczny: chwilowo zostałam przytłoczona innymi zobowiązaniami. Na szczęście już wychodzę na prostą i odzyskuję czas na blogowanie ;) Natomiast drugi jest już mniej oczywisty: straciłam cierpliwość do swojego laptopa. Od miesięcy dawał mi w kość, ale ostatnio to już przesadził ;)) Pamiętacie, jak w Liście do Gwiazdki (KLIK) wspominałam o nowym komputerze? Czułam, że mój stary, dobry Asus już długo nie pożyje. No i stało się! Wysłałam go na emeryturę ;) po czym zrobiłam rozpoznanie rynku, posłuchałam rad osób znających się na sprzęcie, uruchomiłam przezornie zgromadzone na ten cel fundusze i kupiłam laptop Dell Inspiron M5110 :)

(foto: bloknotik.od.ua)

Klasyczny, elegancki, solidny, cechujący się (podobno ;)) bardzo dobrymi parametrami. W dodatku posiada pewien bajer, a mianowicie możliwość wymiany pokrywy :)

(foto: pcmodder.pl)

(foto: komputerowo.co)

Już czaję się na taką:

(foto: sferis.pl)

Nie jest tajemnicą, że uwielbiam tego typu gadżety :) A poza tym komputer mojego Przyszłego Małża z wyglądu jest identyczny jak mój! Przecież muszę je jakoś odróżniać ;)))

Niniejszym oficjalnie witam Was z mojego nowego centrum dowodzenia :D Widzimy się w kolejnej notce -  do jej lektury zapraszam już jutro :))

niedziela, 13 maja 2012

Czekoladowa gratka :))

W trosce o dobro własnego portfela rzadko zaglądam na eBay. Jakiś czas temu pozwoliłam sobie jednak na małe szaleństwo - pewien kosmetyk tak bardzo wodził mnie na pokuszenie, że niemal śnił mi się po nocach ;) Od dwóch miesięcy mam! Mowa o maseczce Zamian Premium Pore Minimizing Gold Cacao Pack :))

(foto: naturalbody.hu)

Za opakowanie zawierające 150 g produktu zapłaciłam niespełna 11 dolarów. Myślę, że to bardzo dobry deal :) zwłaszcza, kiedy biorę pod uwagę wszystkie cechy tej maski - ale o tym za chwilę ;)

Skład maseczki: puder kakaowy, złoto, kwasy AHA, kwas hialuronowy, roślinny kolagen, koenzym Q10, wyciąg z aloesu.

Według producenta maska nadaje się dla wszystkich rodzajów cery. Polecana jest kobietom i mężczyznom w każdym wieku. Deklaracje głoszą, że aż 98% użytkowników wysoko ocenia jej działanie. A co ta maska tak właściwie robi? Już mówię :))

- nawilża i regeneruje,
- zmniejsza pory,
- leczy zmiany trądzikowe,
- przywraca skórze elastyczność,
- kontroluje wydzielanie sebum,
- ujędrnia i zmiękcza skórę,
- uspokaja i utrzymuje odpowiednie pH skóry,
- rozświetla i redukuje przebarwienia,
- działa przeciwzmarszczkowo.

Po lekturze tych wszystkich obietnic pomyślałałam coś w stylu "i krawaty wiąże i przerywa ciąże..." ;) Ale! Chyba jednak byłam zbyt sceptyczna ;) O tym również już za chwilę :)

Produkt zapakowany jest w poręczną, solidną i co ważne - dość miękką tubkę. A raczej tubę - taką pokaźnych rozmiarów ;) Ujście korka zabezpieczone jest folią co daje mi gwarancję, że otrzymuję nowy, w pełni wartościowy kosmetyk.


Maseczka ma postać dość gęstej, ciemnobrązowej pasty.


Pisząc o składzie wspomniałam, że maska zawiera złoto. Nieco nieudolnie, ale jednak udało mi się uchwycić te migoczące drobinki na zdjęciu robionym z lampą błyskową:


To, co przykuwa największą uwagę to zapach tej maseczki. Cudowny! Maska Zamian pachnie jak najprawdziwsza czekolada o wysokiej zawartości kakao :))) Woń jest słodka, ale nie ulepna. Utrzymuje się również na twarzy, aż do momentu zmywania kosmetyku. Prawdziwy raj dla fanów słodyczy. Jednego z nich możecie zobaczyć poniżej ;)


Jednak zapach to dopiero ułamek sukcesu. Jego głównym składnikiem jest działanie tej maski. Gdybym miała określić ją jednym słowem, krzyknęłabym: genialna! :)) Nie dość, że tak przyjemna w stosowaniu i bardzo wydajna, to na dodatek megaskuteczna :) Nakładam ją na oczyszczoną i wypeelingowaną twarz 2-3 razy w tygodniu. Po każdorazowym zastosowaniu obserwuję: wyraźnie zmniejszone pory, wyrównany koloryt cery, zdrowy mat, miękkość i odżywienie. Jestem pod wrażeniem :)) Nie wypowiem się na temat działania przeciwzmarszczkowego, ponieważ (na szczęście) nie jestem w stanie tego sprawdzić.

W moim odczuciu jedynym minusem tej maski jest jej dostępność. Wiem, że dla wielu z Was zakupy na eBay'u są kwestią problematyczną. Ale od czego macie mnie! ;)) Z myślą o Was, moje drogie Czytelniczki, kliknęłam kolejną tubę czekoladowej maski Zamian :) i daję Wam ją w prezencie :))


Co trzeba zrobić, by dać sobie szansę na wygraną? :)

1. Bądź publicznym obserwatorem bloga Na obcasach.
2. Pod tą notką zostaw komentarz zawierający:
- nick, pod którym obserwujesz Na obcasach,
- swój adres e-mail,
- odpowiedź na pytanie:
"Jak Twoim zdaniem najciekawiej / najlepiej / najprzyjemniej można wykorzystać czekoladę?" :)
3. Odpowiadając na pytanie konkursowe puść wodze fantazji! ;)
10 najciekawszych (moim zdaniem) odpowiedzi nagrodzę dodatkowym losem :)

Standardowo już aktualni Top Spamerzy otrzymują ode mnie po jednym bonusowym losie :)


Jednak każda z Was może zdobyć dodatkowy punkt.
Wystarczy, że do paska bocznego na swoim blogu dodacie podlinkowane zdjęcie konkursowe 
wraz z informacją o toczącym się u mnie czekoladowym rozdaniu :)

Akcja potrwa do soboty 26. maja 2012, do godziny 23:59.
Wyniki ogłoszę możliwie jak najszybciej - jak tylko ogarnę listę i zweryfikuję wszystkie zgłoszenia :)

Powodzenia! :)

sobota, 12 maja 2012

Podpatrzone :)

Czym byłyby babskie spotkania bez czegoś pysznego na stole! Wolę sobie nie wyobrażać ;) Podczas jednego z takich spotkań koleżanka poczęstowała mnie bardzo smaczną i zdrową sałatką. Przepis na nią jest banalnie prosty, a jednak mam wrażenie, że sama nie wpadłabym na połączenie akurat tych składników. Na szczęście mogłam podpatrzeć recepturę ;) Od tamtej pory często uwzględniam tę sałatkę w swoim menu. Jeśli lubicie chrupiącego selera naciowego i słodką żurawinę, z pewnością posmakuje Wam tak bardzo jak mnie!


Składniki:

- opakowanie selera naciowego,
- kilka garści żurawiny,
- pęczek natki pietruszki,
- pół kilograma fileta z indyka,
- jogurt naturalny.

Przygotowanie:

Mięso umyj, pokrój w kostkę, a następnie usmaż / ugrilluj na złoto. Selera naciowego (w całości, łącznie z liśćmi) umyj i pokrój na drobne kawałki. Wsyp do miski. Dosyp żurawinę (nie namaczaj jej wcześniej, wystarczy ją przepłukać) i posiekaną natkę pietruszki. Do mieszanki wsyp przestudzonego indyka. Wszystko to zalej kilkoma łyżkami jogurtu naturalnego, wymieszaj. Odstaw do lodówki na minimum pół godziny, by składniki lekko zmiękły i "przegryzły się" ze sobą. Gotowe!


Proporcje zależą wyłącznie od Waszych własnych preferencji. Więcej chrupiącego, świeżego selera naciowego? Druga wiązka zdrowej pietruszki? Dodatkowa porcja pożywnego indyka? A może kolejne garście słodkiej, nadającej smaku całej kompozycji żurawiny? Decyzja należy do Was :)) Ja wybieram opcję, w której jest dużo wszystkiego :DDD Aczkolwiek jestem pewna, że bezmięsna wersja wegetariańska jest równie pyszna :) W moim odczuciu to żurawina i seler są sekretem smaku tej mieszanki.

Ciekawie, smacznie i zdrowo. Nie ma nic lepszego :) Czy Wy też macie swoje ulubione sałatki, których receptury podpatrzyłyście u kogoś innego? Podzielcie się przepisami! Chętnie podpatrzę ;)))

piątek, 11 maja 2012

Farbowanie henną Khadi vol. 2 - Jasny Brąz

Dokładnie miesiąc temu opublikowałam notkę, w której dzielę się z Wami wrażeniami z pierwszego farbowania włosów henną Khadi (KLIK). Wówczas był to Orzechowy Brąz. Od kilkunastu dni jestem po drugim malowaniu. Tym razem sięgnęłam po odcień o nazwie Jasny Brąz.

(foto: zdrowekosmetyki.com)

Oto efekt, który uzyskałam:


Kolor jest zdecydowanie cieplejszy, niż w przypadku Orzechowego Brązu (efekt poprzedniego farbowania możecie zobaczyć TUTAJ). Właśnie o taki rudawy, głęboki odcień brązu mi chodziło :) Jestem usatysfakcjonowana. 

W temacie samego farbowania - hennę trzymałam pod turbanem mniej więcej godzinę. Tym razem tuż po wypłukaniu jej z włosów nałożyłam na nie odżywkę do spłukiwania. Dzięki temu rozczesywanie włosów było o wiele prostsze, niż podczas pierwszego spotkania z henną. Nie stwierdziłam, by odżywka w jakikolwiek sposób negatywnie wpłynęła na efekt farbowania, więc nie widzę sensu, by się bez niej męczyć :)

Z przykrością stwierdzam, że henna wypłukuje się z moich włosów już po około trzech tygodniach. Na szczęście farbuję włosy na kolor zbliżony do naturalnego, więc mimo wszystko nie powtarzam farbowania częściej niż raz na miesiąc. Na razie zamierzam pozostać przy hennie Khadi. Farbując nią mam poczucie, że nie krzywdzę włosów, o kondycję których przecież intensywnie walczę.

Przekonałyście się już do farbowania włosów henną? A może wciąż macie pytania, wątpliwości?

czwartek, 10 maja 2012

Masło maślane ;)

W notce, w której prezentowałam Wam swoją aktualną pielęgnację cery (KLIK) na jednym ze zdjęć możecie dojrzeć mały kubeczek. To próbka z Mazideł (KLIK), o którą poprosiłam przy okazji składania zamówienia - ekologiczne masło Cupuacu:


Ekologiczne Masło Cupuacu (czyt. Kupasu) uzyskiwane jest w wyniku tłoczenia na zimno nasion drzewa Theobroma Grandiflorum rosnącego w lasach deszczowych Amazonii, na terenie Peru i Brazylii. 

Masło to charakteryzuje się bardzo wysoką zawartością frakcji niezmydlającej w postaci fitosteroli (beta-sitosterol, stigmasterol, kampesterol), witaminy E oraz kapitalną zdolnością do wchłaniania wody (min. 200%), dzięki czemu jest bardzo cenionym i efektywnym zamiennikiem lanoliny, w związku z czym bywa nazywane "roślinną lanoliną".

Fitosterole, czyli sterole pochodzenia roślinnego mają budowę zbliżoną do steroli występujących w łoju i w cemencie międzykomórkowym. Dzięki temu stanowią cenny składnik kosmetyczny, wzmacniający lipidową barierę naskórka i hamujący utratę wody. Należą do związków dobrze tolerowanych przez skórę. Wpływają na nią zmiękczająco, poprawiają jej elastyczność oraz działają przeciwzapalnie i regenerująco.

Masło Cupuacu jest doskonałym emolientem o silnych i długotrwałych właściwościach nawilżających, łagodzących (zmniejsza zaczerwienienia), wygładzających, zmiękczających oraz rewitalizujących suchą i zniszczoną skórę oraz włosy. Jest zaliczane do naturalnych filtrów promieniochronnych chroniących skórę przed działaniem promieni UVB i opóźniających procesy jej starzenia.

Masło Cupuacu nie ma działania alergizującego, może być aplikowane bezpośrednio na wszystkie obszary skóry (topi się w temperaturze ciała), łącznie z okolicą oczu, wykazuje duże powinowactwo do warstw lipidowych naskórka i wspomaga ich ochronne działanie oraz wzmacnia cement międzykomórkowy. 

Masło ma lekko orzechowy, przyjemny aromat oraz doskonale wchłania się w skórę, nie pozostawiając uczucia tłustości.

(źródło: mazidla.com)


Masło w temperaturze pokojowej ma dość twardą, zbitą konsystencję. Pod wpływem ciepła skóry topi się bez problemu. Pachnie bardzo delikatnie, a sam aromat jest trudny do zdefiniowania.

Dlaczego w ogóle o nim piszę? Odpowiedź brzmi: bo to grzech, by tak rewelacyjny specyfik był tak mało popularny :)) Odkąd otrzymałam mazidłowe zamówienie, dwa do trzech razy w tygodniu nakładam Cupuacu na oczyszczoną skórę twarzy na noc (wymiennie z olejami i kremami). Ilość którą widzicie na powyższym zdjęciu to aż nadto, by nawilżyć całą buzię, co znakomicie przekłada się na wydajność kosmetyku. Moja normalna, względnie bezproblemowa cera wprost pije całe dobro, które serwuję jej wraz z tym masełkiem. Wchłanialność jest zaskakująco dobra - nie zanotowałam świecącej warstewki, której kładąc na twarz coś tak tłustego przecież się spodziewałam. Po zastosowaniu masła buzia jest miękka, gładka, bardzo mocno nawilżona i odczuwalnie odżywiona. Mało tego! Odnoszę wrażenie, że dzięki temu kosmetykowi szybciej pozbywam się niespodzianek i zaczerwienień. Czyżbym znalazła wieczornego partnera dla dziennego kremu Sanoflore (KLIK)? ;) Dodam, że nie zauważyłam żadnych skutków ubocznych wynikających ze stosowania masła Cupuacu - zero zapychania i tym podobnych aktrakcji. Same plusy. Ideał? Na to wygląda :)) I chyba nie tylko ja tak sądzę. TUTAJ możecie poczytać komentarze innych użytkowników, a w razie chęci od razu kliknąć własny egzemplarz :)

Pełnowymiarowe, 50-gramowe opakowanie tego masła wkrótce będzie moje - to pewne. Podobnie jak to, że jeszcze nie raz wrócę po zakupy na stronę Mazideł. Solidne opisy, doskonały kontakt, szybka wysyłka i przywiązywanie wagi do prośby klienta (np. o próbkę konkretnego produktu ;)) - to lubię :)

Znacie ekologiczne masło Cupuacu? A może polecacie jakieś inne masełko, które fajnie działa na cerę? Podzielcie się :)

środa, 9 maja 2012

Prezentowo :)) wyniki!

Pora na wyniki rozdania wieńczącego moją wizytę w niemieckich drogeriach! ;)) Wybaczcie mały poślizg :)

Bez zbędnych słów ogłaszam, że prezent nr 1 ...


otrzymuje ...


Inulinus!

Natomiast upominek nr 2 ...


wędruje do ...


DorkDork!

Gratuluję :))) Czekam na Wasze adresy do końca tego tygodnia. Prezenty wyślę zaraz po otrzymaniu maili :)

Pozostałym z Was dziękuję za liczny udział, cierpliwość i uczciwość. Przy okazji deklaruję powrót do normalnego i regularnego blogowania. W ostatnim czasie wystarczająco obficie zasypałam Was niezbyt konkretnymi postami przedstawiającymi moje nicnierobienie ... ;)) Już się ogarniam, słowo :DDD

poniedziałek, 7 maja 2012

Garść łebskich wspomnień :)

Jestem w domu! Koniec łebskich wakacji i całej tej majówkowej laby. Aby zderzenie z rzeczywistością nie było zbyt dotkliwe postanowiłam trochę powspominać, uporządkować zdjęcia ... i wrzucić tutaj jeszcze kilka klatek, tak w ramach kontynuacji tematu TEJ notki ;)

Oto:

- dokumentacja naszego skandalicznego odżywiania ... ;))))






- dowód na obecność na zachodzie słońca ... :)))









- potwierdzenie obecności w baaaaaardzo wietrznym, zimnym i deszczowym Trójmieście ...



Niedziela, stojąca pod znakiem wizyty w Gdyni, Sopocie i Gdańsku przywitała nas taką pogodą, że aż nie chciało się narażać dłoni i aparatu na mroźne i mokre powiewy ... ;) Na szczęście w pozostałe dni było bezdeszczowo. Wyjazd zaliczam do bardzo udanych :)) głównie dzięki R., P., P., E. i T., których z tego miejsca ściskam, całuję i telepatycznie namawiam na powtórkę z rozrywki ;)))

Macie jakieś sposoby na bezbolesny powrót do pourlopowej rzeczywistości? ;)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...