Nature Fusion to kosmetyki z kompleksem Cassia, czyli polimerami, które przylegają do włosa chroniąc go i odbudowując. Na wstępie dodam, że łączy je piękny, kwiatowy, lekko słodki zapach. Dla mnie to ważne, więc odnotowuję punkt po stronie plusów :)
Przed Wami cztery komplementarne względem siebie kroki: oczyszczanie, odżywianie, odbudowa i ochrona. Czy ten spacer to droga w stronę pięknych i zdrowych włosów?
Krok pierwszy: oczyszczanie.
Szampon z linii Nature Fusion wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Ma pomarańczową barwę i lekko żelową konsystencję. Jest wydajny, świetnie się pieni, ślicznie pachnie. Czyli w sumie nic szczególnego ;) To, co mnie w nim ujęło to fakt, że włosy (wyjściowo nieco zniszczone, suche) po jego użyciu są miękkie i gładkie. Jeszcze przed użyciem odżywki nie miałam problemu z rozczesaniem ich palcami. Bardzo na plus! To z pewnością zasługa silikonów postrzeganych przez część z Was jako zło, jednak moje włosy bez SLSów zwyczajnie nie potrafią funkcjonować ;) Z pewnością wrócę do tego szamponu.
Krok drugi: odżywianie.
Odżywka to moim zdaniem najsłabszy element serii. Jest po prostu... w porządku. Przyjemna w stosowaniu, dość wydajna. Ułatwia rozczesywanie doraźnie wygładzając włosy, choć i tego nie robi w sposób spektakularny. Jeśli ktoś lubi mieć komplet, może wrzucić ten produkt do koszyka kupując szampon Nature Fusion. Nic nie traci. Ale też niewiele zyskuje... ;)
Krok trzeci: odbudowa.
Producent zaleca, by stosować maskę raz w tygodniu. Ja robiłam to 2-3 razy częściej. Garść tego dość treściwego kosmetyku wmasowywałam w umyte włosy i zostawiałam na kilka minut, po czym spłukiwałam. Wówczas uzyskiwałam efekty porównywalne do tych osiąganych dzięki użyciu odżywki. Dużo lepiej sprawdziło się stosowanie maski w formie następująco przygotowanego kompresu: wmasować garść w wilgotne włosy, rozczesać (grzebieniem z szeroko rozstawionymi zębami lub szczotką Tangle Teezer!), nałożyć foliowy czepek kąpielowy (ewentualnie foliową siatkę), podgrzać suszarką, owinąć głowę ręcznikiem i potrzymać ok. 30 minut. Po spłukaniu tak trzymanej maski włosy rzeczywiście były sypkie, nawilżone i gładkie. Efekt nie był długotrwały (utrzymywał się przez 2-3 dni), ale dobre i to. Ogólnie produkt jest wart uwagi. Jestem na tak.
Krok czwarty: ochrona.
Serum ochronne to moim zdaniem najlepszy element linii Nature Fusion. Oceniam je bardzo wysoko - ku własnemu zaskoczeniu! Ogólnie nie przepadam za tego typu preparatami, więc i do tego byłam sceptycznie nastawiona. Fluidy bez spłukiwania zazwyczaj powodują, że moje włosy są obciążone, skręcone w strąki, nieprzyjemne w dotyku. W przypadku serum Pantene nic takiego się nie dzieje! Na swoje długie, sięgające łopatek włosy nakładam ilość uzyskaną z trzykrotnego naciśnięcia pompki. Preparat wmasowuję w wilgotne, osuszone ręcznikiem i rozczesane włosy od połowy ich długości. Następnie pozwalam czuprynie samodzielnie wyschnąć. Serum wspaniale je dyscyplinuje. Nie dopuszcza do ich puszenia (do którego niestety mają skłonność), pozostawia je gładkie i miłe w dotyku. Przeczesanie włosów palcami to nie problem - pasma łatwo się poddają, rozdzielają się, nie tworzą strąków. Jak mogłam żyć bez tego kosmetyku? :)
Producent reklamując linię Nature Fusion wspomina o włosach 30 razy mocniejszych. Obietnica grubymi nićmi szyta. Przesadzona o jakieś 29 razy ;)) Niemniej jednak linia jest fajna. Żaden z elementów nie jest bublem. Dwa oceniam jako średnie, trzeci jako interesujący, a czwarty jako hit :))
Znacie kosmetyki z linii Nature Fusion? Jakie są Wasze wrażenia płynące z ich stosowania? :)
Nie miałam jeszcze okazji testować nic z tej serii.
OdpowiedzUsuńSpróbuj przy okazji, polecam zwłaszcza szampon i serum :)
Usuńzachęciłaś mnie do serum :)
OdpowiedzUsuńJest świetne! Pierwszy fluid bez spłukiwania, który nie zrobił krzywdy mojej fryzurze ;)
Usuńślicznie pachnie ta seria, chyba się wreszcie skuszę;)
OdpowiedzUsuńOwszem, zapach to mocna strona Nature Fusion :)
Usuńczuję się przekonana :) ale najpierw wyczerpię zapasy :)
OdpowiedzUsuńTaaaa... ja też to sobie obiecuję :D
Usuńjuz probowalam tej serii i bylam nawet zadowolona chociaz troche puszyly mi sie wlosy ;< bez jedwabiu nie dało rady .
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i zapraszam do siebie ;)
U mnie na szczęście serum niweluje problem z puszeniem :)
Usuńmiałam tą serie, całkiem fajna. i super zapach :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńMam na nie chrapkę .. przydałyby się moim kłakom haha :D
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :)
Spróbować zawsze warto :)
Usuńja tez tej serii nie miałam okazji przetestować,ale chyba kupie szampon :)
OdpowiedzUsuńSzampon jest godny uwagi :))
UsuńZaciekawiło mnie jedynie to serum :)
OdpowiedzUsuńWypróbuj! Ciekawa jestem, czy u Ciebie sprawdzi się równie dobrze, jak u mnie :)
Usuńmnie ciekawią ostatnio maski do włosów ... jescze nie używałam, ale podejrzewam, że ta nie powali mnie na kolana :)
OdpowiedzUsuńJest taka jak inne... Wyróżnia ją jedynie zapach. Niemniej jednak zastosowana pod czepek i ręcznik działa bardzo dobrze :)
UsuńJa miałam okazje przetestować te kosmetyki i niestety akurat w moim przypadku się nie sprawdziły... włosy były "ciężkie" i do tego elektryzowały się strasznie, ale wiadomo że każdy ma inne włosy i komuś może ta seria przypaść do gustu :) Pozdrawiam! :D
OdpowiedzUsuńOtóż to, trzeba testować :)
UsuńNajgorsza seria z Pantene. I liczyc na ''odbudowę''nie można.
OdpowiedzUsuńFakt, odbudowa to faktycznie pic na wodę... Ale za najgorszą bym tej serii nie uznała :) wg mnie wszystkie są niezłe.
UsuńMi jakoś te produkty nie przypadły do gustu. Serum jeszcze leży w łazience, pewnie już go nie zużyje.
OdpowiedzUsuńRozumiem, każdy ma własne preferencje. Choć dla mnie odrzucanie tego serum to marnotrawstwo ;))))
UsuńNiestety kosmetyki Pantene nie są dla Mnie, mam po nich ogromny łupież...
OdpowiedzUsuńkupilam dzisiaj maske nature fusion - jak mi się wydawało taką jak opisywałaś, ale że czytałam posta dawno to właśnie się okazało, że to owszem jest nature fusion ale jakaś inna. Mianowicie 2minutowa maska wzmacniająca :D no nic, zobaczymy jak działa :]
OdpowiedzUsuńzdajesz sobie sprawę,że silikony to nie są sls'y? sls, sles -
OdpowiedzUsuńsodium lareth/lauryl sulfate todetergenty, a silikony to sama wiesz -cone, zauważyłam że często używasz słowa sls zamiast silikony : )
Uświadomiłam to sobie jakieś 2 miesiące temu ;) Dobrze, że jesteś czujna. Na przyszłość proszę - podpisuj się.
Usuń