Bez zbędnych wstępów. Znacie bloga La vie selon Marie? Dzisiejszy wpis jego autorki podsumowujący ostatni rok jej walki o zdrowe i zgrabne ciało (KLIK) spadł mi jak z nieba, motywując mnie do napisania tej notki - bo tak się składa, że dosłownie kilka dni temu postanowiłam wprowadzić w swoim życiu pewne zmiany.
Czas na rachunek sumienia.
Na temat zdrowego odżywiania i treningów przeczytałam już chyba pół Internetu ;) ale ... no właśnie, przeczytałam. I to by było na tyle. Owszem, jem całkiem dobrze i relatywnie zdrowo, ale pozwalam sobie na zbyt wiele ustępstw - tak wiele, że te kulinarne grzechy zdarzają się codziennie. Aktywność fizyczna też nie jest mi obca, ale mój problem polega na tym, że brak mi systematyczności. Mam zrywy, ćwiczę przez miesiąc, dwa, czasem trzy... a potem już mi się nie chce i zalegam na kanapie na kolejnych kilka tygodni tracąc to, co wcześniej wypracowałam. Książkowy przykład słomianego zapału. Codziennie przeglądam zdjęcia fit-metamorfoz na Instagramie i czytam fajne, dietetyczne przepisy na blogach myśląc jednocześnie o tym jaka jestem leniwa. Źle mi z tym... Od dłuższego czasu dojrzewam do myśli, że naprawdę CHCĘ to zmienić. Ćwicząc przez 2 miesiące nie osiągam zbyt wiele, a tym samym zgrabna i silna ja wciąż pozostaję w sferze swoich marzeń. Ważę 54 kg przy 160 cm wzrostu i noszę rozmiar S, ale mimo to nie czuję się dobrze w swoim ciele. Wałeczki na brzuchu, zanikające wcięcie w talii, pośladki już nie tak jędrne jak kiedyś, niewiele siły w rękach i marna kondycja... Pora zamienić skinny fat na skinny fit :) Chcę tak jak Marie - osiągać cel powoli, ale systematycznie i na zawsze. Można? Można! Jej dzisiejsza notka nie pozostawia wątpliwości.
Myślę, że kluczem do systematyczności jest dopasowanie jadłospisu i rodzaju aktywności fizycznej do własnych możliwości i preferencji. Nic na siłę. Grzech kulinarny? Jak najbardziej, raz czy dwa razy w tygodniu. Ćwiczenia? Tylko takie, które sprawiają mi przyjemność. Żeby nie być gołosłowną, zamierzam cyklicznie rozliczać się przed Wami ze swoich poczynań żywieniowo-treningowych. Planuję zapisać się na jakieś zajęcia. Ćwiczenia w grupie z pewnością będą dla mnie bardziej motywujące niż samotne "treningi dywanowe" ;) Moje jadłospisy z pewnością nie będą super-dietetyczne, bo przecież nie chcę się odchudzać, ale będą zdrowe (przede wszystkim więcej warzyw!). Moim celem jest być smuklejszą, silniejszą, zdrowszą. W weekend poddam się ważeniu, mierzeniu i fotografowaniu, żeby mieć dokładny punkt odniesienia. Mam nadzieję, że za kilka miesięcy będę mogła pochwalić się pierwszymi efektami. Wcześniej będę zdawała (foto)relację z moich poczynań i małych sukcesów. Pierwsze już mam! Np. od kilku tygodni prawie nie słodzę herbaty i zaprzyjaźniam się z kaszą jaglaną :)
Wiecie, że do sezonu bikini zostało już tylko 6 miesięcy? ;) W związku z tym zostawiam Was z garstką linków, pod którymi znajduję sporą dawkę motywacji i inspiracji:
La vie selon Marie (zakładka 'Zdrowy tryb życia') - KLIK
Feed me better - KLIK
Dietetyczne fanaberie - KLIK
Niebieskoszara fit blog - KLIK
Dietetycznie Siostro! - KLIK
Strive for progress not perfection - KLIK
Fitblogerka - KLIK
Gotuj zdrowo - KLIK
Cieszę się. Pierwszy raz w życiu mam poczucie, że to co zamierzam zrobić, to wyzwanie i przygoda, a nie przymus. Będzie fajnie i dam radę ;) ale wspomagania nigdy za wiele. Chętnie przygarnę linki do innych stron dotyczących zdrowego stylu życia. Macie coś w zanadrzu? ;)
Powinnam się przyłączyć do Twojej akcji, ostatnio mój sposób żywienia woła o pomstę do nieba... nie wspominając już o braku ruchu... największy problem mam z opracowywaniem całodziennego menu, a powroty z pracy najwcześniej o 18:30 wcale mi w tym nie pomagają... ;))
OdpowiedzUsuńAngel, już niejednokrotnie przekonałam się, że nie ma zdrowego odżywiania bez planowania. I bez wcześniejszego przygotowywania posiłków na kolejny dzień. Nie ma lekko ;)
Usuńdziękuję za wyróżnienie mojego ciut ;) opuszczonego bloga
OdpowiedzUsuńtrzymam za Ciebie kciuki, sama się nie poddając od ponad roku :)
Fakt, brakuje tam Ciebie! Ale archiwalne notki nadal motywują :)
Usuńtrzymam kciuki i sama się przyłączę :) bo mam dokładnie taki sam problem, tylko że ja chciałabym zejść dwa rozmiary w dół ;/
OdpowiedzUsuńSzpinakożerco, przede wszystkim określ sobie jasne cele i sposoby ich osiągania. Dobry plan to podstawa. Bez niego już nie raz zaprzestałam swoich akcji... Powodzenia!
Usuńplan mam - z tym że ja ćwiczę w domu, tylko z regularnością u mnie zawsze jest krucho
Usuńjak się zawezmę to ćwiczę, potem przerwę i nie mogę znów się zmotywować ;p
straszny leń ze mnie w tej kwestii
No to masz dokładnie tak jak ja ;) Tzn. jak ja MIAŁAM, bo biorę tyłek w troki. Może pomoże Ci jakaś tabelka do odhaczania treningów albo osoba, z którą mogłabyś ćwiczyć wspólnie?
UsuńAle to wszystko miło czytac, jeszcze chyba nigdy nikt nie napisal o mnie tyle razy w jednej notce.... :)
OdpowiedzUsuńViollet taka publiczna spowiedz naprawde wiele daje. Trzymam za Ciebie kciuki i bede czekala na podsumowania z tego co robisz. Zdjecia w bieliznie/ bikini to dla mnie cos niesamowicie motywujacego bo pokazuje czarno na bialym jak sie sprawy maja. Wtedy juz nie mozna zaslonic sie spodniami, podkreslic talii paskiem... Czesto sa jak kubel zimnej wody.
Caluje i przesylam dobra energie :)
Marie, masz spory udział w tym moim postanowieniu. Czytam Cię od roku, podziwiam i myślę sobie, że przecież ja też tak mogę :)
UsuńWłaśnie wiem, że ta spowiedź dodatkowo mnie zmotywuje. Głupio byłoby przyznać, że zawaliłam z lenistwa ;) A o zdjęciach nawet mi nie mów, boję się... :DDD
Dzięki! :*
No staram się udowodnić, że każdy może jak się postara :)
UsuńJa też doprowadziłam się do granicy wlasnie z lenistwa. To chyba zawsze jest przyczyna
Lenistwo często połączone z nieświadomością... Mnóstwo ludzi nie zdaje sobie sprawy chociażby z tego, ile cukru pochłania np. jedząc jogurty i pijąc "zdrowe" soki 100% z kartonów. Wciąż za mało mówi się o czytaniu etykiet.
UsuńViollet zgadzam się z tym, że nieświadomość i lenistwo to częste przyczyny :)
UsuńDziękuje za podlinkowanie! :)
A ja za mnóstwo inspiracji! :)
UsuńJa sie staram zdrowo odżywiać ale czasami mam i małe grzeszki
OdpowiedzUsuńWszystko jest dla ludzi :) Gorzej, jeśli liczba grzeszków przewyższa liczbę zdrowych posiłków ;))
UsuńU mnie od czterech miesięcy systematyczne ćwiczenia i spora aktywność ruchowa.
OdpowiedzUsuńWidzę efekty, a to jest bardzo motywujące.
Ze słodyczy całkowicie zrezygnowałam ponad tydzień temu i trzymam się dzielnie :)
Wow, gratulacje w takim razie i powodzenia w dalszej walce :) A na słodycze sobie pozwól od czasu do czasu, zwłaszcza na te zdrowe - owoce, miód, konfitury... Nie jestem zwolenniczką całkowitego odstawienia jakiejkolwiek grupy produktów, nawet słodyczy :) Liczą się proporcje i zdrowy rozsądek. Trzymam kciuki za Ciebie i za siebie ;)
UsuńOwoce to nie słodycze ;) Nimi się zajadam (jabłka, kiwi, banany, winogrona).
UsuńMiałam na myśli typowe słodkości: czekolada, batoniki, ciasta.
No i wszelkie niezdrowe przekąski odpadają: chipsy, chrupki, paluszki - to nie dla mnie.
Miodu i cukru po prostu nie lubię :)
A jeżeli chodzi o ruch, to znalazłam dla siebie to, co lubię: hula hop, taniec, szybkie marsze. Ćwiczę też z dziewczynami z Tone it Up i Ewką :) Wszystko zależy od nastroju, zero przymusu.
Powodzenia :)
Aaa, ostatnio czytałam jakąś nagonkę na owoce i uznałam, że z nich też zrezygnowałaś :) Ja pewnie od razu do czasu skubnę jakąś pomadkę czy muffinkę, grunt żeby z głową. I jedną, a nie pięć ;))
UsuńTeż mam takie podejście do ćwiczeń. Ruszać się trzeba, ale nic na siłę. Dzięki!
Powodzenia Violl :) Chętnie poczytam o Twoich postępach! :)
OdpowiedzUsuńSerce mi drży na myśl o tych spowiedziach, ale... jakoś to będzie, dam radę :D
UsuńWiększość blogów znam i chętnie odwiedzam :)
OdpowiedzUsuńA polecasz jakieś spoza tej mojej listy? :)
UsuńPowodzenia! :)
OdpowiedzUsuńPraktycznie wszystkie blogi czytam i chętnie tam zaglądam, zmotywowało mnie to do regularnych ćwiczeń :)
OdpowiedzUsuńMają moc, co nie? ;)
UsuńMają :)
UsuńMyślę, poza tym, że łatwiej będzie ci ćwiczyć w grupie. Ja od wrzesnia chodze z kolezankami na fitness i jak na razie każda z nas twardo stoi przy tym postanowieniu. Pomimo tego, że czasami nie rozumiem, co moja szwedzka instruktorka mówi, nie czuję się skrepowana i zawsze mam do kogo się uśmiechnąć z zakłopotaniem :)
OdpowiedzUsuńSwego czasu chodziłam na różne zajęcia grupowe i pamiętam, że wtedy łatwiej było mi się zmobilizować do ruszenia tyłka z kanapy. Pod warunkiem, że odpowiadała mi sala i osoba prowadząca ;)
Usuńteż powinnam się przyłączyć!!!
OdpowiedzUsuńZnam część z tych linków, a resztę chętnie poznam.
OdpowiedzUsuńInspirującej lektury :)
UsuńŻyczę powodzenia!
OdpowiedzUsuńJa ćwiczę w domu od maja, najdłuższa przerwa trwała 3 tygodnie, motywacji do ćwiczeń mi nie brakuje, ale z dietą nie jest dobrze, tragicznie też nie ;) Największe grzeszki to wypieki mamy :D Zaczynałam od Chodakowskiej. Od 8 dni natomiast ćwiczę Callanetics, podoba mi się, bo są to ćwiczenia rozciągające, ładnie wysmuklają ciało. Na pierwszy rzut ćwiczenia wydają się bardzo nudne, ale jak na razie tego nie odczuwam.
Dziękuję i jednocześnie gratuluję :)) Obczaję to Callanetics. A znasz Jillian Michaels? Moja ulubiona "trenerka dywanowa" :)
UsuńSłyszałam, ale nigdy nie ćwiczyłam jej zestawów. Może zimą podejmę wyzwanie z J.M., zobaczymy jakie efekty da Callanetics :)
UsuńDziękuję! Przyda się :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia! :) Najważniejsze jest zacząć i znaleźć na siebie sposób, aby podtrzymywać ten "ogień", który zmusza nas do działania ;) Sama daję sobie po raz kolejny szansę i liczę na sukces, więc walczę razem z Tobą :)
OdpowiedzUsuńWiesz jak mówią - w kupie raźniej ;))) Powodzenia!
UsuńCieszę się strasznie, że udaje mi się motywować innych! :)
OdpowiedzUsuńBardzo skutecznie :)))
UsuńViollu powodzenia :*
OdpowiedzUsuńpowinnam wziąć z Ciebie przykład i zmotywować się do działania :o niestety słomiany zapał i mnie dopada :o
Ja takie objawienie przeżyłam prawie dwa lata temu ;) Zdrowo odżywiałam sie właściwie zawsze, ale zbyt często pozwalałam sobie na ustępstwa (Lind moja miłość, w dodatku uwielbiam piec). Zaczęłam biegać i aż nie mogę uwierzyć jak od tego zmieniło się moje ciało, nawet nie wagowo, bo ta akurat nie jest dla mnie większym problemem, ale stało się pięknie uformowane, twarde, podniosły się pośladki :D, skóra jest napięta, jędrna, no naprawdę w szoku jestem ;) Od niedawna gram też w squasha i jesli masz gdzieś w pobliżu kort, serdecznie polecam, to najbardziej wymagający sport jaki znam, spala się przy tym mnóstwo kalorii, ale co najważniejsze - daje takiego kopa i tyle frajdy, że nie sądziłam, że coś poza seksem może mnie tak odurzać :D
OdpowiedzUsuń