Czy Wy też macie tak, że wybierając kosmetyki w pierwszej kolejności kierujecie się ich wyglądem? Że czasem kupujecie właściwie zbędny produkt tylko dlatego, że jego opakowanie rzuciło Was na kolana? Ja owszem :)) Uwielbiam mazidła, których design urzeka, a już samo posiadanie sprawia dużą przyjemność. Czasem - dla cudnego pudełeczka - jestem skłonna zaryzykować zakup w ciemno. Nie inaczej było, kiedy zdecydowałam się na zamówienie słynnych na całym świecie balsamów do ust Rosebud :))
Urzekła mnie ich stylistyka - okrągłe, solidne, metalowe puszki w stylu retro :)) Doliczając do tego ogólnoświatową sławę marki Rosebud oraz niewygórowaną cenę stwierdziłam, że nie mogę się nie skusić ;) Zamówienie (oczywiście wspólne - wizażowe ;)) kliknięte zostało z oficjalnej strony Rosebud Salve: KLIK. Kilkanaście dni oczekiwania i... tak! Przyszły moje retro-cuda :))
Skusiłam się na warianty: Brambleberry Rose...
... oraz Strawberry:
Oba goszczą w mojej kosmetyczce od wielu miesięcy. Używam ich codziennie i pierwsze co rzuca mi się w oczy, to wydajność. W puszce Brambleberry Rose zostało jeszcze około połowy produktu, natomiast ubytek balsamu truskawkowego (którego faktycznie używam rzadziej) wynosi około 20%. Trwałość tych kosmetyków to 30 miesięcy od otwarcia - nie jestem pewna, czy (pomimo codziennego stosowania) zdążę je zużyć. Są nie do zdarcia :)) Z drugiej strony nie ma się czemu dziwić - za niespełna pięć dolarów otrzymujemy 22 gramy produktu zamkniętego w puszce o średnicy 5 cm! Sporo, prawda? :)
Bez ceregieli stwierdzę, że oba balsamy kocham miłością wielką. Ale taką największą z wielkich darzę wersję Brambleberry Rose ;)) Pachnie jak połączenie róży, jagodowych owoców i miodu. Ma jedwabistą, jakby żelową, dość zwartą konsystencję. Genialnie się aplikuje - najlepiej palcami :) ponieważ delikatnie mięknie pod wpływem ciepła. Jest praktycznie bezbarwny, nie nadaje koloru, ale w jakiś magiczny sposób podkreśla naturalną barwę ust nieco ją ożywiając. Balsam Strawberry przegrywa o tyle, że nie pachnie już tak ładnie (aromat truskawki jest tu niestety nieco chemiczny). Jest twardszy od poprzednika, dlatego noszę go w torebce - istnieje mniejsze prawdopodobieństwo, że zacznie rozpływać się pod wpływem gorąca ;) Nie zmienia to jednak faktu, że również jest jedwabisty i bardzo przyjemny w aplikacji.
Balsamy Rosebud nie bez powodu cieszą się wielką sławą. Doskonale nawilżają i odżywiają usta. Są lekarstwem na spierzchnięte, popękane wargi. I uwaga - radzą sobie również w roli maści na suche łokcie, kolana, pięty... :)) W końcu takie było ich pierwotne przeznaczenie. Stworzył je aptekarz, który pragnął wynaleźć preparat na suchą, zaczerwienioną, uszkodzoną mechanicznie skórę. A było to 41 lat temu!
Dla zainteresowanych zamieszczam składy:
Spieszę nadmienić, że oryginalny, bezzapachowy wariat balsamu do ust Rosebud dostępny jest również w formie tubki. Bardziej higieniczne? Z pewnością. Ja jednak za nic nie zamieniłabym moich pachnących, cieszących oko retro-puszek :)) i tak sobie myślę, że zapuszkowany balsam Rosebud to świetny pomysł na prezent. Chyba każdy polubiłby skuteczną pielęgnację w stylu retro :))
ja lecę na takie opakowania jak sroka;) i Ty mi mieszasz teraz wgłowie - bo mam błyszczydeł moc, a te są po prostu śliczne i ich chcę;)
OdpowiedzUsuńIt's piękne :D
OdpowiedzUsuńMogłabym je mieć ;)
Ja przy zakupie patrzę głównie na opinie na KWC, bez wizażu czuję się kompletnie zagubiona :D
OdpowiedzUsuńAle świetne puszki :D jakby był dostępny w Polsce to już by być mój :)
Śliczne opakowanie:) Też chcialabym takie balsamiki! I jeszcze jak dobrze działają:D Ale ilość w opakowaniu mnie przeraża:D
OdpowiedzUsuńja tez - choc nie lubie zbytnio smarowac ust to na bank bym je kupila . no cos taka Babaska natura ;)
OdpowiedzUsuńpiekne:) u mnie na pierwszym miejscu jest zapach, opakowanie na drugim:)
OdpowiedzUsuńBarwy.wojenne, witaj w klubie :D
OdpowiedzUsuńEw., it's bjutiful ;))
Tusia, właśnie wizaż przyczynił się do tego, że poznałam Rosebudy ;)
Kleopatre, fakt, ilość duża... taki zakup to zobowiązanie na długie miesiące ;)
Smieti, ja właśnie tak zrobiłam - kupiłam pomimo, że rzadko maluję usta ;) Ale odkąd je mam, balsamuję je codziennie :)
Kosmetykoholiczko, problem w tym, że przez Internet nie da się powąchać ;))
Super wyglądają :)
OdpowiedzUsuńRetro to to co kocham, zawsze się skuszę. Te wyglądają słodko, tylko to petrolatum na pierwszym miejscu, wolę moje Figs & Rouge, też mają śliczne opakowania:)
OdpowiedzUsuńKuszące :) idę obadać sprawę :P
OdpowiedzUsuńDezemko, :)
OdpowiedzUsuńPieknoscdnia, czaję się i na nie :P
Greatdee, :))
Piękne opakowania!
OdpowiedzUsuńpiekne opakowania! a jesli jeszcze tak dobrze dzialaja to MUSZE je miec! (mimo, ze nienawidze nakladania smarowidel do ust palcem) ;)
OdpowiedzUsuńChanel, prawda? :)
OdpowiedzUsuńPierniczkowa, skoro tak, to może lepiej zamów sobie Rosebud Original w tubce? :)
świetne, już zaczęłam je klikać ale się opanowałam w porę. denkoooooooooooooooooooo!
OdpowiedzUsuńJa kocham swoje brambram :)
OdpowiedzUsuńNajlepsze smarowidlo jakie kiedykolwiek mialam ;)
Stri-lingo, hehe... ja też muszę się hamować, żeby nie zamówić kolejnych smarowideł przed zużyciem tych :P
OdpowiedzUsuńBea, Brambleberry jest naj! :)
Jestem łasa na ładne opakowania :D Te od razu przykuły moje spojrzenie ;)
OdpowiedzUsuńPierwszy raz o nich słyszę, może kiedyś wypróbuję ;)
Śliczne opakowanka a ten ciemniejszy ma fajny kolorek xD
OdpowiedzUsuńIwetto, tego Ci życzę, są naprawdę fajne :) zwłaszcza wersja Brambleberry :D
OdpowiedzUsuńYasminello, też tak uważam ;)
o matko! pomieszało mi sie i napisałam na Twoim starym blogu ;)
OdpowiedzUsuńzadowolona jesteś z tych marynarek? :)
Paula, no właśnie trochę się zdziwiłam :D
OdpowiedzUsuńCo do marynarek - są ok :) do dżinsów jak znalazł. Są dłuższe niż sądziłam, ale to nic. Jakość w porządku. Być może jutro uda mi się zrobić jakieś zdjęcia :)
Heh, pamiętne zamówienie :DDD
OdpowiedzUsuńTeż mam Brambleberry i ubóstwiam:))
OdpowiedzUsuńDodatkowo wzięłam zwykłego Rosebuda ale jednak zapach już nie ten...
Na pewno kiedyś się jeszcze skuszę na inne :)
Też lecę na ozdobne, ciekawe opakowania, nie bacząc czasem na zawartość :P ostatnio widziałam takie stylizowane w H&M, były miętowe i waniliowe.
OdpowiedzUsuńBalsamideł do ust używam codziennie, moim obecnym KWC jest Tisane, dziś kupiłam wreszcie sztyft, który u Ciebie podejrzałam ;-) (hurra!), ale na taki różano-miodowy zapach na pewno bym się skusiła :D
Czy jest podobny do Tisane, czy to inna bajka?
Cammie, :D
OdpowiedzUsuńIs, tak właśnie podejrzewałam, że klasyczny Rosebud nie jest już taki fajny :)
Idalio, to inna bajka :) Tisane ma konsystencję jakby pszczelego wosku, bardzo łatwo się topi. Rosebud to jednak bardziej żel, niż wosk, no i nie ulega ciepłu aż tak łatwo ;) Zapach też inny :) Co nie zmienia faktu, że kocham i Rosebudy, i Tisane ;)
super wyglądają ale nie lubię produktów do ust "na palucha". chociaż pewnie jeśli byłby dostępny w sklepie - byłby mój :)
OdpowiedzUsuńoj tam tubka, to puszka cieszy oko ;)
OdpowiedzUsuńehh zdecydowanie uwielbiam błyszczyki w tej formie, moim nr jeden od jakiegoś czasu jest:
OdpowiedzUsuńThe Body Shop - seria Black Velvet: Apricot Lip Balm
http://wizaz.pl/kosmetyki/produkt.php?produkt=33066
opakowanie również metalowe, oczywiście nie tak ładne jak zaprezentowane przez Ciebie :)
Ada, zawsze możesz używać składanego (tzn. "chowanego") pędzelka ;)
OdpowiedzUsuńPierniczkowa, no fakt... :D
Milly, Twój też wygląda intrygująco!
Smieti, dziękuję! :))
OdpowiedzUsuńViollu nie dziwię się, że lubisz takie rzeczy a kto by nie lubił ;) cudowne są takie retro opakowania :D
OdpowiedzUsuńa od miziadeł usteczkowych jestem uzależniona :))
A ja mam pytanie, może troche głupie, ale dla mnie to dość ważne. Jakie są w smaku? I to dosłownie (nie to żebym się błyszczykami zajadała) :P Bo zapachy brzmią baaardzo smakowicie, ale jednak to na ustach jest i niektóre błyszczyki są tak mdłe w smaku że nie da się ich normalnie nosić.
OdpowiedzUsuńRenia, :))
OdpowiedzUsuńŚwiatEdki, pytanie jest całkiem sensowne ;) Ja nie czuję ich smaku, więc chyba go nie mają. Ale może jestem nieczuła ;) Jak już, to celuj w Brambleberry, obawiam się że lekko chemiczny zapach Strawberry może rzutować na posmak.
zostałaś otagowana http://nietylkokosmetycznie.blogspot.com/2011/05/zostaam-otagowana.html :)
OdpowiedzUsuńWyróżniam cię :)))
OdpowiedzUsuńhttp://no-to-pieknie.blogspot.com/2011/05/in-love.html
Zostałaś tagowana :))) Mam nadzieję, że weźmiesz udział w zabawie :)
OdpowiedzUsuńhttp://katalina-sugarspice.blogspot.com/2011/05/tag-top-10-award.html
przyłączam się do wielbicielek Blambleberry :) nie dość, że super pielęgnuje moje usta, to i pachnie przecudnie. Ale jednak co człowiek to nos - mój kumpel zawsze jak widzi jak wyjmuję Rosebud z torebki to nie może wyjść z podziwu jak ja mogę smarować usta czymś co tak nieładnie (?!) pachnie :p
OdpowiedzUsuńRoxyOlsen, dzięki!
OdpowiedzUsuńPierniczkowa, Cammie, Katalino - jestem zaszczycona! :)
Annie, powiedz koledze, że się nie zna ;))
Uprzejmie donoszę, że zostałaś wyróżniona:)
OdpowiedzUsuńhttp://urodowy.blogspot.com/2011/05/moje-top-10-tag.html
Dzięuję za odpowiedz, ale pewnie przekonam się jak sama spróbuję, każdy kolejny powód do zakupów jest dobry :D
OdpowiedzUsuńHawa, dziękuję! :))
OdpowiedzUsuńŚwiadEdki, skądś to znam ;)
Faktycznie opakowanie często sprawia, że kupuję coś czego kompletnie nie potrzebuję, ale dla samego wyglądu- WARTO! :-D
OdpowiedzUsuńEwa, widzę, że wychodzimy z tego samego założenia ;))
OdpowiedzUsuńViollet, czuj się winna - kupiłam Brambleberry Rose :D czekam na paczuszkę, mam nadzieję, że będę tak samo zadowolona jak Ty ;)))
OdpowiedzUsuńIdalio, spokojna głowa! A w razie czego naganę przyjmę z godnością ;)))
OdpowiedzUsuńVioll, hehehe :D coś czuję, że nagany nie będzie :)))))
OdpowiedzUsuń:D
OdpowiedzUsuńAbsolutnie urocze cudeńka :D
OdpowiedzUsuńOpos, widzę, że też ulegasz ich urokowi ;)
OdpowiedzUsuń